27 grudnia 2014

Rozdział 9 cz.2 ♥

Przez cały dzień ogarniałam dom, który był gorszy od burdelu. Muszę porozmawiać z Jonym o najęciu jakiejś sprzątaczki czy coś w tym stylu. Dochodziła właśnie 19, o tej godzinie mniej więcej chłopaki powinni wrócić. Czas się przebrać.- pomyślałam w duchu. Wchodząc do mojego już czystego pokoju zastanawiałam się w co się ubrać.
-Muszę się ubrać tak z pazurem.- powiedziałam.- Fajnie zaczynam gadać sama do siebie.
Postawiłam na krótką białą bokserkę, która u dołu była postrzępiona do tego jeansowe spodenki w których było widać połowę tyłka i skórzaną kurtkę, która nada temu kompletu charakteru. Do całego kompletu postanowiłam dodać białe trampki, ponieważ w szpilkach źle się prowadzi. Poszłam do łazienki i przebrałam się w uszykowane ciuchy. Dziś postawiłam na bardzo mocny makijaż zaakcentowany krwistoczerwoną szminką. Pazur jest.- dodałam w myślach.
Nagle usłyszałam charakterystyczny warkot mojego ukochanego samochodu. W mgnieniu oka znalazłam się przed wejściem do garażu, gdzie chłopaki właśnie parkowali swoje bryczki.
-Dziewczyno jeśli to jest twoja bryka to muszę przyznać... masz klasę.- powiedział Kas z miną, którą jeszcze u niego nie widziałam. Moja bryczka jak nazwał ją Kas to nic innego jak (tu wstaw jakąś nazwę bryczki, która ci się marzy, ale wiecie taka sportowa). Jest ona żółto-czarna, a inaczej mówiąc to ma tylko czarne paski, które przechodzą przez cały samochód.
-Jejku! Mój Mich-an!- nie słuchałam dalszych wywodów Kasa, ponieważ zostałam pochłonięta tuleniem mojej bryczki.
-Czy ona nazwała swój samochód?- zapytał się czerwonowłosy.
-Nie pytaj.- widać było lekkie załamanie w głosie Jonego.
-Zatankowałeś?
-Do pełna.
-Jesteś aniołem! To co jedziemy?- spytałam z nadzieją, że nie przyczepią się do mojego stroju.
-Ty nigdzie nie jedziesz, a przynajmniej w tym stroju.- odparł mój kuzynek, któremu zaraz żyłka na czole pęknie ze złości. Natomiast jego towarzysz lekko mówiąc 'wywalił jęzor i zaczął się ślinić'.
-Kastuś zamknij buzię, bo ci muszka wpadnie.- chłopak szybko się otrząsnął i prychnął jakby to miało znaczyć jego pogardę względem tego tekstu.
-Jak nie chcecie ze mną jechać to pojadę sama.
-Ja tam chce.- powiedział Kas, natomiast blondyn miał inne zdanie, ale po długim wpatrywaniu się w moje oczka złagodniał i kiwnął głową.
-Jedziemy jeszcze tylko po moją bryczkę, która znajduję się u Lysa i możemy ruszać.- odparł Kas. Więc wsiadłam do swojego Michaa i ruszyłam za chłopakami, ponieważ nie znałam drogi do domu Lysia.
Dotarliśmy tam w 5 minut. Czerwonowłosy wysiadł z auta i poszedł w stronę domu, który był urządzony w stylu wiktoriańskim. Jak na dom był bardzo wielki i miał mega ogród. Po jakiś 10 minutach Kas wyszedł, ale w towarzystwie kłócącego się z nim Lysa. Chłopak gdy mnie zobaczył zamarł w bezruchu. Odkręciłam szybę i przywitałam się z moim przyjacielem.
-Ja myślałem, że Kastiel sobie ze mnie żartuje, a ty naprawdę jedziesz z nimi się ścigać.- chłopak był naprawdę zdziwiony moim zachowaniem, chyba uważał mnie za grzeczną dziewczynkę.
-No wiesz, czasem lubię się ścigać. To tak dla zabawy.- przybrałam jeden z moich udawanych uśmiechów.
-A czy dla zabawy mógłbym jechać z tobą?- grzecznie się zapytał.
-Oczywiście. A ty też się ścigasz?
-Czasem. Ale i tak jestem w tym cienki.
-Jak chcesz to cię nauczę.
-Byłbym zaszczycony. Ale muszę ci powiedzieć, że twój samochód jest jednym z najbardziej 'wypasionych' jakie kiedykolwiek widziałem.- powiedział Lys, który był samym tym faktem zachwycony.
-To teraz masz okazję przejechać się tym cudeńkiem i dodam ci taki bonus, że z najlepszym kierowcą jakiego widziałeś.- zaśmiałam się.- Nie no żartuję, oczywiście.
Oboje ruszyliśmy za Czerwonym Szatanem tak nazwał swój wóz Kas. Nasz orszak prowadził Jony, który jechał dość wolno. Po jakiś 30 minutach byliśmy na miejscu, a mianowicie na starym opuszczonym lotnisku z mega dużym pasem startowym, czyli idealne miejsce do wyścigów. Wysiadając z auta wszystkie miny były zwrócone na mnie i na moich towarzyszy. Z tłumu rozpoznałam jedną osobę, którą pamiętam jeszcze z moich starych czasów, a inaczej mówiąc był to Mickey, ale woli jak się mówi Miki. Jest on czarnoskórym wysokim chłopakiem o czarnych oczach i bujnych włosach.
-Miki!!!- krzyknęłam, żeby mnie zauważył.
-Sorry maleńka, ale nie poznaję cię.- powiedział.
-Jak to nie poznajesz swojej najlepszej kumpeli, helloł. Mikuuuś.- zaczęłam się śmiać.
-Arliii?! Jejku, ale się z ciebie zrobiła laska. Widać zmieniłaś wygląd.- chłopak przytulił się do mnie.- Moja mistrzyni toru wróciła po latach na stare śmieci.
-Masz do mnie jakąś konkurencję?- Miki odwrócił się i krzyknął do tłumu.
-Ej ludzie, czy jest tu ktoś na tyle odważny by zmierzyć się z najlepiej mi znanym i zresztą znanym 'Mistrzem toru w Santario'?- nikt nie odezwał się, ponieważ każdy znał tą pogłoskę o naprawdę dobrym kierowcy z Santario.
-Ja się zgłaszam!- usłyszałam z tyłu znajomy mi głos.
-Kastiel, czy ty rzucasz mi wyzwanie?
-Tak.- odparł dumnie.
-Czyli uwaga ludziska zaraz odbędzie się wyścig stulecia! Obstawiać można u mnie!- odparł mój czarnoskóry przyjaciel, który podniósł jedną moją rekę i drugą ręką podniósł rękę czerwonowłosego.- Uwaga ten nieszczęśnik zmierzy się z Mistrzem toru!
Kas zmierzył wzrokiem zabójcy Mikiego, który w najlepsze się bawił. Wielu ludzi patrzało się na mnie jak na kosmitkę i słychać było, że w tłumie rozchodziło się jedno pytanie 'Tym mistrzem jest ona?'. Postanowiłam im na to odpowiedzieć.
-Tak jestem dziewczyną, ale to nie znaczy, że jestem gorsza. Skopię tyłek każdemu kto ze mną zadrze!- powiedziałam zadziornie.
-Jeśli jej ktoś nie wierzy to ja mogę poręczyć za to głową!- dodał Miki.- Dobra zero pytań. Wszystko obstawione? To zaczynamy wyścig!!!!
Z Kasem wsiedliśmy do swoich aut i ustawiliśmy się na starcie. Przed naszymi oczami pojawiła się dziewczyna w obcisłej miniówce i wydekoltowanej bluzeczce. Miała blond włosy, które sięgały jej do ramion i duże zielone oczy. W ręku trzymała kraciastą chorągiew.
-Uwaga na mój znak ruszycie 3,2,1...... poszliiiii!- rzuciła komendę do startu.
Nasze maszyny ruszyły oczywiście na początku chciałam sprawdzić wytrzymałość mojego przeciwnika, muszę przyznać ta fura ma kopa. Więc przyśpieszyłam, lecz nadal Kas był  ode mnie o kilka centymetrów dalej. Ale nie na długo.- pomyślałam i nacisnęłam przycisk gazu, dzięki temu objęłam prowadzenie. Lecz niedługo, bo czekoladowooki szybko mnie dogonił dodając nitro. Och, to szuja. Za chwilę będziemy zakręcać, a on objął dobre prowadzenie. Ale nie robiłam sobie nic z tego i delikatnie i z gracją zakręciłam. Kas był już spory kawałek ode mnie.
-Teraz zobaczysz prawdziwą mistrzynię toru.- zaśmiałam się w duchu.
I dałam gaz do dechy. Od Kasa dzieliło mnie kilka centymetrów, więc dodałam nitro i dzięki temu zyskałam bardzo dużą przewagę. Depnęłam jeszcze gaz do samego końca i tak wygrałam cały wyścig. Wysiadając z auta widziałam wielkie zaskoczenie namalowane na twarzy każdego kto patrzył się na nasz wyścig.
-Ariel jesteś po prostu świetna! W tak krótkim czasie rozwalić przeciwnika to jest kosmos!- gratulował mi Miki. Widziałam jeszcze jak czerwonowłosy wychodzi z auta bardzo wściekły.
-Kurwa, jak ja mogłem przegrać. JAK?! I to jeszcze z dziewczyną!- bebłotał bez sensu.
-Ej, kolego! Nie z dziewczyną tylko 'Królową Toru'.- powiedziała dziewczyna stojąca za nim. Była to ta sama, która była przy naszym starcie.
-Uważaj, Lisa jest feministką.- dodał Miki, który przytulił dziewczynę po czym namiętnie ją pocałował.
-Kastiel jeśli chodzi o samochód możesz go zachować. Nie zależy mi na tym. A tak w ogóle to dziękuje, że mnie tu zabrałeś.- podeszłam i pocałowałam rozwścieczonego jeszcze chłopaka w policzek. Czekoladowooki uspokoił się jak na komendę, ale nic nie powiedział. Potem razem z Mikim i jego dziewczyną Lisą porozmawialiśmy trochę. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Jony i Kas oczywiście poszli dalej się ścigać, a my z Lysem miło spędziliśmy czas rozmawiając z moimi fanami. Zaczęłam się prosić Lysa, żeby kiedyś zabrał mnie na ich próbę zespołu, gdy podszedł do nas Miki.
-Ej, gołąbeczki nie przeszkadzam?- zapytał.
-Gołąbeczki?- zaczerwieniłam się.- Ale my nie jesteśmy parą.
-Nie?! A wyglądacie jakbyście byli.- zdziwił się chłopak.- Mam do ciebie jedno pytanko.
-Wal śmiało Mikuś.
-Ostatnio był u mnie Dorian i pytał się, czy nie widział przypadkiem Wiktora. Po jego wypowiedzi wywnioskowałem, że jednak Wiktor wrócił z Australii.
-Czekaj, czekaj to Wiktor był w Australii?- nagle się ożywiłam.
-Kurwa.- przeklął tak jakby sobie przypomniał, że miał mi tego nie mówić.
-Czemu mi tego nie powiedziałeś wcześniej?!- powiedziałam do niego z wyrzutem. Czarnoskóry złapał mnie za ramiona.
-Ariel....Jakbym ci to powiedział to byś go szukała, a on tego by nie chciał.
-Ale czemu to przede mną zataiłeś! Przecież wiesz, że zrobiłabym wszystko, żeby go znaleźć....- wykrzyczałam mu ze łzami w oczach.- ....żeby mi chociaż wytłumaczył dlaczego mnie zostawił.
-Sam nie wiem, czemu to zrobił, ale z tego co wiem to Dorian przyjechał tu z Mirą.
-Co? Czyli, że się z nią nie ożenił?- w moich oczach zabłysły iskierki nadziei.
-Nie rób sobie nadziei Arluś, on już cię i tak pewnie nie kocha.
-Wiem i dlatego mnie to dołuje.- spuściłam głowę i zaczęłam cicho szlochać. Całej tej sytuacji przyglądał się Lys, który bacznie mi się przyglądał. Nagle poczułam silne ramiona, które mocno zacisnęły się na mnie.
Podniosłam głowę i zobaczyłam dwukolorowe oczka Lysa.
-Musi być wyjątkowy, skoro taka wyjątkowa osoba płacze z jego powodu.
-Nie.- otarłam łzy, które spływały mi po policzku.- Nie jest tego wart. Mam już dość rozgrzebywania przeszłości, teraz liczy się tu i teraz.
Nagle do naszego grona dołączył się czerwonowłosy i szarooki, który widząc mnie w takim stanie bardzo się zaniepokoił.
-Co się stało? Czemu płaczesz? Ktoś ci coś zrobił?- dopytywał.
-Wiktor wrócił z Australii podobno przyleciał do Santario, ale to już nie moja sprawa. Ja już o nim zapomniałam.- dodałam z wyakcentowanym ostatnim zdaniem. Chłopak wziął mnie od Lysa i powiedział mi na ucho.
-Proszę zapomnij o nim, widzisz chłopaki się o ciebie martwią, z resztą jest ktoś komu na tobie zależy i powinnaś zapomnieć o przeszłości i otworzyć oczy na tych, którzy cię kochają.
-Masz rację.- powiedziałam cicho.
-Możecie mi wytłumaczyć co tu do cholery chodzi?!- wydarł się zdezorientowany Kas.
-O nic Kas. To stara historia, nie warta jakiejkolwiek uwagi.
-No dobra.- widać było, że chciał dowiedzieć się o co chodzi, ale widząc mój stan ustąpił.
-To jak wasze łupy zdobyliście coś?- powiedziałam uśmiechając się do nich.
-Dzięki sławnym przegraniu z tobą, każdy chciał się ze mną ścigać i zarobiłem kilka tysiaków i jedną nawet dobrą bryczkę. Lys będziesz musiał nią jechać.- dodał ucieszony Kas.
-Nie ma sprawy.
-A ty Jonathanie?
-Ja zarobiłem kilka tysiaczków, noi raz przegrałem.
-Cienias.- dodałam uśmiechając się do niego.
-Wybacz o Wielka Królowo Toru.- wszyscy się zaśmialiśmy. Po krótkiej chwili przyszedł chłopak z prośbą o ściganie się ze mną. Oczywiście zgodziłam się, ale uznałam, że lepiej postawić  kilka tysiaczków niż mój cenny wóź. Chłopak się zgodził. I tak zaczął się wyścig, który oczywiście wygrałam.
Po tym wyścigu jeszcze kilka osób chciało się ścigać, ale mój brat zarządził, że jest już zbyt późno i powinniśmy wracać do domu. Zgodziłam się od razu. Wsiedliśmy do swoich wozów. Lys wziął nowo wygraną bryczkę Kasa. Była ona bardzo ładna. Pasowała idealnie do białowłosego, gdyż była biała z delikatnymi zielonymi dodatkami i posiadała podświetlenie też koloru zielonego.
Ruszyliśmy, oczywiście ścigając się. Dobrze, że mam dobrą pamięci i zapamiętałam drogę powrotną, bo oczywiście prowadziłam i w domu byłam pierwsza. Zaparkowałam samochód w garażu i nie czekając na resztę rzuciłam się na i zasnęłam nawet się nie rozbierając.



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Proszę to dla was!
Nie będę się rozpisywać, ale bardzo dziękuję wszystkim moim kochanym bloggerką, które czytają te moje bezsensowne opowiadanie. Kocham was dziewczynki! *.*
Oczywiście staram się czytać wasze blogi jak najczęściej i czasem zapominam dodać komentarz, więc jeśli go nie dodałam to sorry. Jestem strasznie roztrzepana -.-'
A w następnym odcinku będzie wielka niespodzianka!
Kto wyzna miłość Ariel? 
Czy to będzie opiekuńczy Lysander, uroczy Armin czy czarujący Kastiel?
To wszystko dowiecie się w następnym rozdziale!
                                   



                 
Macie Kastiela na osłodę dnia <3

26 grudnia 2014

Rozdział 9 cz.1 ♥

Spałam sobie jeszcze smacznie w moim kochanym łóżeczku, gdy usłyszałam otwierające się drzwi. Nie robiłam sobie nic z tego dopóki nie zostałam perfidnie obudzona w bardzo głupi sposób.
-POBUDKA!!!- krzyknął Kastiel i wylał na mnie całe wiadro zimnej wody.
-KAAASTIEL! Oszalałeś, tyyyy.....DEBILKO JEDNA!- wydzierałam się na czerwonowłosego.
-Mówiłem, że jej się to nie spodoba.- odparł spokojnie Jony, ale perfidny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Za to Kas w najlepsze śmiał się ze mnie.
-Zabije! Poćwiartuje! Uduszę! Kurwa...Przez was wyglądam jak mokra kura.- bąkałam bez sensu.
-Muszę przyznać, że wyglądasz lepiej niż zazwyczaj.- odparł Kas.
-I mówi to osoba, która się we mnie podkochuje.
-Ja?! Hahaha, dobre żarty. To jest chyba na odwrót.- chłopak lekko się speszył.
-Taak, jasne. No, ale chłopaki nie mogliście mnie normalnie obudzić.- próbowałam ogarnąć ten chlew, który tu narobili. Wszystko włączając mnie było mokre.- I dla waszej wiadomości, wy tu sprzątacie.
-Ja nic nie zrobiłem.- wymigał się zręcznie Jon.
-Ej. I tak tego nie posprzątam.- odburknął.
-Nie posprzątasz?- spojrzałam się na Jonego i kiwnęłam porozumiewawczo, że wiem o co chodzi. I szybko uciekliśmy z pokoju zabierając klucz i zamykając Kastiela w środku.
-EJ! Kurwa! To nie jest śmieszne, otwierajcie! Nie zamierzam tego sprzątać!
-Ręczniki masz w łazience! My idziemy na dół jak posprzątasz to krzycz!- powiedziałam przez drzwi i zeszłam na dół z kuzynem. W tle słychać było jeszcze różne wyzwiska kierowane do nas.
-To co śniadanko?- powiedział uśmiechnięty blondyn, widać cała sytuacja bardzo go rozbawiła. Ja kiwnęłam twierdząco głową.
 Zeszliśmy na dół, gdzie rozeszliśmy się w różne strony, czyli ja do salonu. Włączyłam jakiś durny serial i zaczęłam go oglądać. Nagle usłyszałam brzdęk i wielki huk. Ups, chyba ktoś zepsuł mi drzwi od pokoju.
-Kastiel jak rozwaliłeś mi drzwi to pożałujesz tego!- wydarłam się i wróciłam do oglądania serialu. Nagle jednak zauważyłam rozwścieczonego Kasa, który biegnie w moją stronę.
-Ja ci dam!- jedyne słowa. które zdążył wypowiedzieć, ponieważ przerzucił mnie przez plecy i pędem pognał do łazienki.
-AAAAA!!! Ratuuuunku gwałciciel! On chce mnie zgwałcić! Joooony ratuj!- ze mnie aktorki nie będzie, gdyż zamiast grać porwaną dziewczynę to wiłam się ze śmiechu. Natomiast Kas wrzucił mnie do wanny i odkręcił wodę, ale żeby to była ciepła woda. Ale ona była ZIMNA!!!
-KASSS! Błagam będę grzeczna, ale weź......ZIMNOOOO KURWA!- błagałam go.
-No dobra, ale pod jednym warunkiem, albo nawet dwoma.
-Zgadzam się na wszystko.- czerwonowłosy zakręcił kran i rzucił w moją stronę ręcznik.
-Dzięki. Byłam lekko mokra, a teraz jestem mega mokra.- powiedziałam z wyrzutem.
-Nie ma za co, polecam się na przyszłość.- odpowiedział z zadziornym uśmieszkiem.- Moim pierwszym warunkiem będzie, że sama sobie to wszystko u góry posprzątasz.
-A drugi?- zapytałam. Chłopak przybliżył się do mnie na taką odległość, że czułam jego perfumy. Muszę przyznać pachniały pięknie.
-To w swoim czasie.- powiedział swoim uwodzicielskim głosikiem, który zawsze działa na dziewczyny jak afrodyzjak.
-Przykro mi misiaczku, ale na mnie ten twój słodki głosik nie działa.- poklepałam go lekko po policzku.
-Łamiesz mi serce, moja droga.- powiedział teatralnie.- Chodź pomogę ci.
-A co chcesz mnie rozebrać?
-Możliwe, ale wątpię czy coś tam znajdę.- odparł.
-I tak nie pomacasz.- rzuciłam w niego mokrym ręcznikiem.- I nawet nie próbuj!- dodałam.
-No dobrze.
Potem poszłam do mojego mokrego pokoju, który był w opłakanym stanie. Wzięłam z szafy pierwsze lepsze ubrania. Wybór trafił na czarną bokserkę, biały sweterek i jeansy. Bardzo rzadko chodzę w takim zestawieniu, chyba przez przyjaźń z Alexym i Rozą zmieniam się. Zeszłam na dół. Chłopaki już pałaszowali w kuchni, bo było zbyt cicho.
-Nawet mnie nie zaprosiliście do stołu. Co za chamy.
-Przystojne chamy.- powiedział czerwonowłosy z jedzeniem w buzi.
-Nie mówi się z pełną buzią, czy jak to się mówi.
-Nie wymądrzaj się tylko siadaj i jedz.- rzucił od niechcenia Jony.
-Dobrze, panie tato. A tak w ogóle co tutaj robi Kastuś?- wiedziałam, że się wnerwi za to zdrobnienie.
-Kastuś hahahahah. Dobre. Ja razem z 'Kastusiem' jedziemy na małą przejażdżkę.
-Czyli będziecie się ścigać? Trzeba było mówić tak od razu.
- Skąd ona wie? Powiedziałeś? I nie mów na mnie Kastuś.- lekko oburzył się Kas.
-Nie wiedziałam.
-Ty debilu.- klepnął się w czoło Jony.
-Mogę jechać z wami? Proszę! Wiesz, że uwielbiam się ścigać.
-Co ona? Ścigać?- Kas wypluł resztki jedzenia.
-Wiesz nie znasz mojej przeszłości i prędko jej nie poznasz.- nie dokończyłam, bo przerwał mi czarnowłosy.
-Była 'Królową Toru' przynajmniej tak na nią mówili. Na początku nikt nie chciał się ścigać z dziewczyną, więc przebrała się za chłopaka. Po miesiącu wielkich sukcesów i  zarobieniu kilku bryczek wyznała wszystkim swoją tajemnice, czyli, że jest dziewczyną. I tak zostałam mistrzynią toru.- opowiedział w skrócie.
-Prosiłam cię, żebyś nikomu tego nie mówił.- oburzyłam się.
-Nie wierzę jak tego nie sprawdzę.- dodał Kas.
-Dobra. Tylko, że nie mam żadnej bryczki.
-Jak to? Jony mówił, że zarobiłaś kilka.
-Tak, ale z całego mojego majątku została się tylko jedna, ale ona jest w hangarze w Santario.
-Mogę po nią pojechać.- odparł Jon.- To kilka godzin drogi, wyrobię się na 20.
-Dziekuję! Jesteś wspaniały!- przytuliłam kuzyna.- Wiesz dokładnie gdzie to jest, tylko uważaj na nią to jedyne co zostało mi po mojej przeszłości i jedna z cennych pamiątek po sam wiesz kim.
-Pamiętam dlatego ja nią będę jechać, a Kas przejmie moją bryczkę.
-A może ja chciałbym się przejechać tą sławną bryczką 'Królowej Toru'- powiedział nie do końca mi wierząc w moją historyjkę.
-Widzę, że nie wierzysz w moje możliwości.
-Ani trochę nie wierzę w te bujdy, które mi tu zamierzacie wcisnąć.- odparł.
-Zobaczymy.
-Ej dobra! Kas zbieraj się jedziemy do Santario, to niedaleko.- obaj ruszyli się z miejsca i poszli do garażu.- Pa słoneczko, niedługo wrócimy!- krzyknął wychodząc.
-No cześć misiu!
Słyszałam jeszcze tylko pisk opon i chłopaków już nie było. Postanowiłam trochę ogarnąć dom, bo był w opłakanym stanie. Noi co najważniejsze mój mokry pokój. I tak minęło mi trochę czasu.

C.D.N.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taki bardzo beznadziejny, ale jest. Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale miałam dużo spraw na głowie. I dużo zamieszania związanymi z Świętami. 
A właśnie to Życzę Wam Wszystkiego co Najlepsze! <3
Takie spóźnione, ale są <3
Jutro następna część dowiedzie się trochę o życiu Ariel i tajemniczego Wiktora.


Teraz macie Lysia! <3
                                                       

16 listopada 2014

Rozdział 8 ♥

   Jak co dzień obudzona zostałam przez budzik. Zaczynam go już szczerze nienawidzić. Wyłączyłam go jednym wielkim zamaszystym ruchem, przy okazji zrzucając go na podłogę. Budzik roztrzaskał się i rozpadł na kilka mniejszych kawałków. Chyba ten dzień nie zapowiada się najlepiej. Po drodze będę musiała wstąpić do sklepu po nowy budzik. O nie, Roza dzisiaj wyciąga mnie na mały shopping. Będę musiała pogodzić się z wiadomością chodzenia przez 3 godziny po sklepach. Nie, żebym nie lubiła wręcz przeciwnie kocham zakupy, ale dzisiaj mi się nic nie chce. Z takim pozytywnym nastawieniem wstałam do łazienki. Wykonałam jak zwykle codzienne czynności. Mozolnie ubrałam pierwsze lepsze ciuchy. Mój wybór padł na biały i bardzo długi sweterek i czarne legginsy. Dzisiaj nawet makijaż mi nie wychodził.
Co za pechowy dzień- pomyślałam. Zeszłam na dół, ale zamiast dochodzących z kuchni zapachów słyszałam tylko brzdęk mikrofalówki. Weszłam do kuchni, ale nikogo w niej nie było. Dobra to się robi coraz dziwniejsze. Jonego gdzieś wcięło, a ja z moim talentem do gotowania spalę kuchnię. Postanowiłam kupić coś po drodze do szkoły. Ubrałam kurtkę i buty i wzięłam tornister. Zamknęłam dom i schowałam klucze do przegródki w tornistrze. Zaczęłam myśleć o pocałunku. Dlaczego Kas to zrobił? Przecież on mnie nie lubi. Ciągle mi o tym przypomina, dokuczając mi przy każdej możliwej okazji. Porozmawiam z nim o tej dziwnej sytuacji. A może on się z kimś założył, że mnie pocałuje? To jest w jego stylu, a jeśli pójdę z nim o tym porozmawiać to wyjdę na totalną debilkę. Lepiej będzie jak będę go unikać. Ale jeszcze bardziej trapi mnie jedna rzecz. W kim zakochał się Armin? Może w Violce. Jest bardzo ładna, miła i uczynna, no i bardzo nieśmiała. Albo to Kim, a może Melania. Chociaż ta ostatnia nie będzie nim zainteresowana, bo ona podkochuje się w Nat'anie. Ej, czy ja przypadkiem nie jestem zazdrosna? Kurde, chyba trochę jestem, bo w końcu jako jedyna nie jestem w kimś zakochana. No może przesadzam, ale trudno. Z takimi bezsensownymi rozmyślaniami trafiłam do szkoły. Przechodząc przez jezdnię nie zauważyłam nadjeżdżającego samochodu, ale w porę odsunęłam się na tyle, żeby mnie nie przejechał. Niestety samochód próbując mnie ominąć jak najdalej wjechał w pobliską kałużę, która oblała mnie do suchej nitki. Jakby tego jeszcze mało połowa szkoły widziała ten incydent. Zgadnijcie kto miał największy ubaw. Tak zgadliście, Amber i jej przyjaciółeczki. Rozalia widząc całą tą sytuację podbiegła do mnie.
-Jejku wyglądasz jak mokra kura.
-Rozalia, nie pomagasz.- starałam się opanować napad szału.
-Przepraszam, ale wiesz, że ja mówię to co myślę. A wyglądasz oooo...okropnie.- złotooka zawahała się przez chwilę z wypowiedzą, ale w końcu ją dokończyła.
-Dzięki, jakaś ty miła.
-Od dzisiaj cię nienawidzę.
-Oj ja ciebie również.- odparła z uśmiechem Roza i zaciągnęła mnie siłą do toalety w szkole. Ja najchętniej położyłabym się teraz w domu i nie wyszła z niego przez 3 dni.
-Chyba ktoś puścił na mnie jakaś klątwę. Może Amber, ona wygląda mi na jędzę.
-Raczej nie. Jedyne co ona potrafi to nałożyć na siebie kilo tapety.- zaśmiała się białowłosa.
-A ja wyglądam jak mokra kura. Kto lepiej wygląda?
-Oczywiście, że ty. Nawet wyglądając jak menel, wyglądasz lepiej od niej.
-Wiesz, że cię kocham.
-Wiem.
-A wiesz, że z tej miłości mogę cię zabić?
-Nie odważysz się, bo dzisiaj idziemy na zakupy.
-Jakoś mam złe przeczucie do tych zakupów.- odparłam bez przekonania. Rozalia natomiast nie przejęła się moimi słowami i wyszła na dosłownie pięć minut. Po chwili wróciła z jakimiś ciuchami.
-Masz. To są moje zapasowe ciuchy na wszelki wypadek. Mamy ten sam rozmiar.- dziewczyna podała mi taką samą sukienkę jak miała na sobie, tylko z tą różnicą, że jej strój jest koloru fioletowego, a ten był w kolorach bieli i szarości.- Będziemy wyglądać jak bliźniaczki!
-Nie jest trochę za zimno na taką sukienkę.- powiedziałam spoglądając na nią.
-Marudzisz.- oburzyła się Roza.- Dalej ubieraj to bez gadania. Chyba, że wolisz zostać w tych ubraniach.
-Ja nic nie mówię.- Ubrałam sukienkę i przejrzałam się w szkolnym lustrze. Musze powiedzieć, że ładnie w niej wyglądałam.
-Po co ja ci ją dawałam.- białowłosa zrobiła mini facepalma.-Wyglądasz lepiej ode mnie
-No chyba nie. Ciebie nikt tu w urodzie nie pobije.
-Zawstydzasz mnie wiesz?- obie zaśmiałyśmy się i nagle zadzwonił dzwonek. Wyszłam dość niepewnie na główny korytarz. Przechodząc do sali B wszystkie oczy były zwrócone na mnie.
-Przyciągasz większą uwagę niż ja.- zaśmiała się dziewczyna. Na co ja spojrzałam na nią, jakbym ją chciała zabić. Weszłyśmy do klasy. Wszyscy już byli na swoich miejscach, więc i my zajęłyśmy swoją ławkę.
-Ariel przestań przebywać tyle czasu z tym Białym Potworem, bo się w nią zamieniasz.- zaśmiał się Kas, który siedział za mną razem z Lys'em.
-A ja się z tobą nie zgadzam. Ariel wygląda prześlicznie. Uważam, że ten styl bardzo do niej pasuję.- dodał Lys nie odrywając wzroku od swojego notatnika. Odpowiedź ta bardzo zdenerwowała Kasa.
-Może się z nią ożeń?- dodał z przekąsem.
-Kastiel, a może ty jesteś o Ariel zazdrosny, co?- powiedziała białowłosa wiedząc, że wkurzy tym czerwonowłosego.
-Hahaha, o nią? Nigdy w życiu!- zaśmiał się.
-Nigdy, nie mów nigdy.
Całe szczęście ta rozmowa dobiegła końca, ponieważ do klasy weszła pani. Czułam na sobie wzrok czerwonowłosego i chichot Rozalii. Lekcja minęła dość szybko. Wychodząc z klasy, ktoś wpadł na mnie.
-Arluuuuś! Wróciłem do zdrowia. Idziemy na zakupy.- Alexy przytulał mnie i krzyczał mi do ucha jednocześnie.
-Udusisz mnie!
-To co dzisiaj po szkole? Wiesz od razu idziemy.
-Dobrze, pójdziemy tylko puść mnie.- chłopak puścił mnie, a ja spojrzałam na duży tłum, który zebrał się wokół nas.
-Cześć Arluś.- przywitał się Armin.
-Cześ Arminuś.
-Ej miałaś mnie tak nie nazywać.
-Ale przecież wiesz, że i tak będę na ciebie tak mówić.
-To będziesz miała karę.- jego złowieszczy uśmiech nie schodził mu z twarzy.
-Ani mi się waż!- w jednej chwili chłopak złapał mnie w pasie i podniósł mnie do góry, przerzucając przez ramię.- Armin! Słyszysz puść mnie! Armin, pożałujesz tegooo!!!
-Nie drzyj się tak, bo zaraz tu przyjdzie Nataniel.
-I dobrze przynajmniej uratuje mnie przez tobą!
-Nie ma szans. Jestem tu najlepszym wojownikiem.
-Zaraz po mnie to tak.- zaśmiałam się przypominając sobie jak go ostatnio ograłam.
-Bo ci dałem wygrać.
-Jak mnie puścisz to dostaniesz prezent.
-Jaki?
-Taki tylko będziesz chciał.- powiedziałam.
-Dobra.- chłopak niepewnie postawił mnie na ziemi. Wtedy ja dałam 'dyla' na dziedziniec. Ale niestety moja forma jest na niskim poziomie i Armin dopadł mnie szybko. Nie mając dużego wyjścia rzuciłam się na wielką stertę liści. Chłopak podążył za mną.
-Hahahaha, Armin, hahaha, gnieciesz mnie!- próbowałam opanować śmiech.
-Trudno! Należy mi się nagroda.- powiedział czarnowłosy.
-Dobraaa, co ma być tą nagrodą?- odpowiedziałam przestając się już śmiać.
-Całus.
-W policzek?
-Zgoda.- niebieskooki niezbyt chętnie się na to zgodził. Więc nadal leżąc w liściach, podniosłam głowę by pocałować Armia w policzek, ale ten w ostatniej chwili odsunął się i pocałowałam go centralnie w usta. Całował on bardzo delikatnie jakby bał się, że zaraz ucieknę. Ale nawet jeśli to jestem przez niego przygnieciona, a po drugie to nawet bym nie chciała. W końcu chłopak oderwał się ode mnie z wielkimi rumieńcami.
-Ja przepraszam.Nie chciałem.- czarnowłosy zaczął tłumaczyć się, ale uciszyłam go następnym pocałunkiem. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam.
-Nagroda to nagroda. A czy teraz mógłbyś zejść ze mnie, bo zaraz stracę przytomność.- niebieskooki zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Ale posłusznie zszedł ze mnie i pomógł wstać.
-Jjjj-aaa yyyyy-m mu-szę już iść. Do zobaczenia.- chłopak uciekł pospiesznie nie patrząc na mnie.
Chyba go wystraszyłam. Ale on tak świetnie całował, że zatraciłam się w tym. Kurde, teraz będzie mnie unikał. Później przeproszę go za to. Nagle usłyszałam, jak ktoś mnie woła.
-Ariel, szukałam cię chyba wszędzie. Gdzieś ty była?! Ostatni raz widziałam cię uciekającą przed Arminem.- białowłosa dopytywała się, a ja z każdym jej słowem robiłam się coraz bardziej czerwona.
-Czy ja o czymś nie wiem? Wyglądasz tak jakbyś się przed chwilą całowała.- nie proszę nie zaczynaj tego tematu.- Widziałam przed chwilą Armina, był czerwony.... Zaraz, zaraz... Czy ty się z nim całowałaś?!
-Rozalia! Proszę ciszej!
-Wiedziałam, że on się w tobie zakochał! Wiedziałam! Ostatnio mówił coś, że spotkał cudowną dziewczynę i-i-i-i-i to jesteś Ty!!!- dziewczyna coraz bardziej się nakręcała, a ja coraz bardziej się czerwieniłam.
-Coś ty?! On we mnie?! Bądź poważna. Obiecałam mu całusa tylko dlatego, żeby mnie puścił.
-Ale to nie był taki wymuszany całus. Gadaj, mów, błagam.- nadawała by się na dziennikarkę.
-Nie, nic nie było.- skłamałam.
-Jakoś ci nie wierzę.
-Nie chcesz, nie wierz.- odwróciłam się i miałam zamiar wyjść ze szkoły, ale ktoś mnie zatrzymał.
-Hola, hola, hola. A ty gdzie? Nie wiesz idziemy na zakupy?- Alexy jak zwykle uradowany.
-Em-mm zapomniałam.
-Idziemy!- złapała mnie za ramię Rozalia, która uśmiechała się od ucha do ucha.
-To na ZAKUPY!!!!- a za drugie ramię złapał mnie Alexy.- Nie wiecie, dlaczego Armin uciekł mi? Chciałem go zabrać na zakupy.- Rozalia chciała już się wygadać, ale dostała kuksańca łokciem w żebra.
-Nie, nic o tym nie wiemy.- dodałam z przyszywanym uśmiechem na co białowłosa roześmiała się.
Gdy weszliśmy do wielkiego centrum, które mieści się kilka ulic od szkoły, dwójka moich towarzyszy zaczęła poszukiwania ciuchów. Byliśmy chyba w 15 sklepach na 20. Roza i Alexy pokupowali sobie chyba z tonę ciuchów. Ja natomiast wybrałam sobie chustkę w panterkę, czarną przedłużaną bluzkę z wielkim sercem, czarną bokserkę oraz różnokolorową spódniczkę, którą wybrał mi niebieskowłosy. Z moimi małymi zakupami postanowiłam iść do kawiarni, natomiast moi towarzysze postanowili jeszcze pobiegać po sklepach. Usiadłam i zamówiłam małą czarną, która będzie dobrym orzeźwieniem dla mojego zmęczonego organizmu. Oglądałam przechodzących ludzi, gdy nagle zobaczyłam znajomą mi twarz. Ale skąd ja ją znam? Był to mężczyzna starszy ode mnie może o rok albo dwa. Jego czarne włosy delikatnie opadały na oczy koloru dojrzałego zboża. Lekko zadarty nos, delikatne usta i biała cera. Ubrany w niebieską marynarkę, biały T-shirt oraz czarne rurki. Znam go! Jestem tego pewna. Ale skąd?
 Nagle pojawili się moi towarzysze, którzy zdążyli już zamówić cappuccino i gorącą czekoladę. Po wypiciu tych oto napoi udaliśmy się w drogę powrotną do domu. Alexy odprowadził mnie do domu, ponieważ mieszkał kilka ulica dalej. Pożegnałam się z nim. Potem przywitałam się z Jonym, z którym zjadłam kolację. Obejrzeliśmy też jakiś film, przy którym usnęłam. Obudziłam się potem w swoim łóżku, ale obróciłam się i dalej poszłam w Objęcie Morfeusza.




------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jupi nareszcie skończyłam. ^^
Przepraszam, że tak długo pisałam ten rozdział, ale wiecie sprawdziany i kartkówki mogą człowieka przytłoczyć. Jestem wykończona psychicznie. Ja chcę jakiś dłuższy weekend, żeby chodź przez chwilę odpocząć od tego nawału pracy.
Dziękuję też wszystkim moim wiernym czytelniką! ♥
Jesteście mega-mega-mega-mega-megaaaa Kochani ♥

Zapraszam u góry na ankietę! 

Nowa ankieta dotycząca rysowania ♥ 

Uwaga czytasz komentuj! Nie masz konta? Nic nie szkodzi. Dodaj komentarz z anonima! 
To wiele dla mnie znaczy i zachęca mnie do pisania ;D
                                                   






                                                                         
Słodki śpiący Arminuś! ♥
Kawaii *,*
Brałabym.

2 listopada 2014

Rozdział 7 ♥

 Przez cały tydzień leżałam w moim więzieniu (czyt. pokój).Bardzo często odwiedzał mnie Kastiel z Lysandrem, trochę mniej Armin, ponieważ miał coś ważnego do powiedzenia. Rozalia natomiast potrafiła do mnie przyjść 3 razy dziennie z bardzo błahymi sprawami. Mówiłam wam już, że Alexy podczas jakiegoś biegu złamał nogę. Biedaczek, teraz to już na pewno nie pójdzie ze mną i Rozą na shopping.
  Obudzona porannymi zapachami dochodzącymi z kuchni, zeszłam delikatnie po schodach ubrana jeszcze w piżamę. Co do mojej nogi to już z nią wszystko dobrze. Byłam u lekarza i dostałam pozwolenie na pójście do szkoły. Za niecałą godzinę mają po mnie przyjść złotooka i różnooki. Zjadłam posłusznie uszykowane śniadanie. Podziękowałam mojemu kochanemu kuzynowi za posiłek. Powiedział mi, żebym uważała na siebie na co ja powiedziałam, że Roza będzie mnie pilnować. Na co chłopak zaśmiał się.
Poszłam na górę, gdzie postanowiłam się przebrać w śnieżnobiałe dżinsy, mój ukochany burgundowy sweterek, a pod to białą koszulę. Wystawiłam kołnierzyk na zewnątrz. Lekki makijaż, bo białowłosa uznała, że mocny makijaż mnie szpeci. Dla świętego spokoju zgodziłam się. Kiedy skończyłam mój makijaż usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam delikatnie stąpając na moją chorą kostkę na dół. W drzwiach stali moi przyjaciele.
-Witaj Ariel.- przywitał się jak zawsze uprzejmy Lys.
-Wyglądasz bosko!- dodała Roza.
-Dziękuję.- odparłam. Lys bardzo uważnie mi się przyglądał, ale niczego nie powiedział. Ja natomiast ubrałam jasno brązowe botki oraz mój ukochany bordowy płaszczyk. Wyszliśmy z mojego domu, który zamknęłam. Jony dawno już wyszedł.
-Jesteś pewna, że dojdziesz do szkoły. Może Lys wziął by cię na barana?- pytała złotooka.
-Jest wszystko dobrze.- powiedziałam lekko kłamiąc, ponieważ trochę zaczęła mnie boleć.
-Kłamiesz. Przecież widzę.- stwierdziła. Miałam znowu zaprzeczyć, ale w tym momencie odezwał się Lys.
-Jeśli pozwolisz wezmę cię na barana.- chłopak schylił się, a mi zrobiło się głupio i postanowiłam spełnić jego prośbę. Moja przyjaciółka uśmiechnęła się zwycięsko. Ona coś kombinuje. Gdy weszliśmy na dziedziniec, zobaczyłam idącego w naszą stronę Kasa. Miał dziwny wyraz miny, ale u niego taka mina to norma.
-Ślicznie razem wyglądacie.- odpaliła moja przyjaciółka, która teraz uśmiechała się od ucha do ucha.
Oboje spłonęliśmy rumieńcami.
-Rozalio, o czym ty mówisz?- zapytał różnooki.
-No, bo ładnie byście wyglądali jako para.
-Widać Biała Dama chce swatać cię z Lysem.- dodał bardzo rozweselony czerwonowłosy.
-Coś ty powiedział?!- zdenerwowała się. -Biała Dama?! I mówi to osoba, której widać czarne odrosty.
-Stul twarz.
-Zachowujecie się jak dzieci w przedszkolu.- dodał białowłosy.
-Zgadzam się z Lysandrem. Czy wy zawsze musicie mieć jakieś 'ale' do siebie?
-Tak!!!- odpowiedzieli w tym samym momencie.
-Chociaż w jednym się zgadzają.- Lys wyglądał na bardzo rozbawionego całą tą sytuacją.
-Koniec tematu. Zaraz się spóźnimy na lekcję.- powiedziałam. Do dzwonka zostało niecałe 3 minuty.  
W pośpiechu pociągnęłam kłócącą się Rozę i pobiegłam razem z nią pod salę nr. 23. Niestety na lekcję się spóźniłyśmy za co dostałyśmy burę. Pani Minque jest bardzo surowa. Jest niską kobietom na moje oko około 48. Farbowane na rudo włosy, oczy koloru zgniłej zieleni, które patrzą się na ciebie z wielką pogardą i wyższością. Co charakteryzowało tą kobiecinę to piegi. Bardzo dużo piegów. Ubrana zawsze w zieloną marynarkę, białą bluzkę i czerwone mini dzwony.
Lekcja z tą panią to istny koszmar. Jest okrutna, złośliwa, a przede wszystkim bardzo wymagająca. Każdego by pytała i wymagała od ciebie jak najwięcej. Nie przepadała zbytnio za mną i za białowłosą.
Pytacie się pewnie dlaczego? Kiedyś moja przyjaciółka w napadzie wściekłości powiedziała jej, że ubiera się jak dziwadło i różne obelgi. Za to dostała wypracowanie na jakiś głupi temat oraz naganę. Natomiast mnie nie lubi, ponieważ kumpluję się z Rozą, a po drugie kiedyś przez przypadek wylałam na nią kawę. Tak naprawdę to zostałam popchnięta przez Kasa, który wiedział, że kawa się na nią wyleje. Ja dostałam burę, a Kastiel miał wielki ubaw. Wracając do lekcji to zostałam zapytana chyba z dwa razy. Odpowiedziałam bardzo nie chętnie, ale Minque nie odezwała się tylko zapisała coś w swoim szarym notesiku.
Reszta lekcji minęła spokojnie. Oprócz w-f na, którym nie ćwiczyłam. Zastanawiało mnie tylko jedno przez cały dzień nie widziałam Armina. Brakuje mi go. Przez cały mój pobyt w domu odwiedził mnie raptem kilka razy. Smuciło mnie to, ponieważ bardzo go lubię. Moje rozmyślania przerwał ktoś wychodzący z szatni do, której właśnie szłam. Tym kimś był czerwonowłosy. Gdy mnie zobaczył rozejrzał się na boki jakby czegoś szukał. Zatrzymał się niedaleko wejścia do szatni dziewcząt. Chciałam obok niego przejść, lecz on zgrabnie zastawił mi przejście rękom. Delikatnie przysunął się do mnie. Nasze ciała stykały się delikatnie. Próbowałam się wyrwać, ale jakoś nie mogłam się do tego zabrać, ponieważ jakaś dziwna siła nie pozwalała mi się ruszyć. Przepiękne czekoladowe oczy patrzyły się na mnie bardzo hipnotyzująco.
-Możesz mi powiedzieć.....- niedane mi było dokończyć, ponieważ czerwonowłosy zatopił usta w moich. Odwzajemniłam pocałunek, który był delikatny, a zarazem pełen pożądania. Ale czemu on mnie całuje?
To pytanie jednak odpłynęło w nie pamięć, ponieważ czekoladowooki coraz zachłanniej całował. Nagle usłyszałam jakieś kroki. Poruszyłam się, ale Kastiel nic sobie z tego nie robił. Natomiast ja odzyskałam czucie w moi ciele, które na początku nie chciało mnie słuchać.Wyrwałam się z uścisku i pobiegłam w stronę wyjścia. Całe szczęście, że to ostania lekcja. Zapomniałam nawet o mojej kostce, która zaczęła mnie boleć. Doszłam do ławki, gdzie usiadłam. Kostka bolała niemiłosiernie, a ja lekko zwijałam się z bólu. Próbowałam ją jakoś rozmasować. Gdy podniosłam wzrok na przechodniów ujrzałam Armina, który spojrzał na mnie i od razu się uśmiechnął.
-Cześć pięk... Ariel.- poprawił się.- Ej nic ci nie jest?
-Kostka trochę mnie boli.- powiedziałam z udawanym uśmiechem.
-Widać, że nie trochę.- powiedział.- Może nie jestem jakimś pakerem, ale wskakuj mi na barana, a ja cię zaniosę do domu i nie ma żadnych 'ale'.
-Ale naprawdę nic mi nie jest. Armin proszę cię nie patrz tak na mnie. To już druga osoba, która mnie dzisiaj nosi na barana.
-Kto mógł nosić królewską jegomość, prócz mnie?- odparł teatralnie. Muszę przyznać, że Armin ma zadatki na aktora.
-Lysander za namową Rozalii zaniósł mnie do szkoły.- chłopak nie był ucieszony, ale nie dał po sobie tego poznać.
-Namową? A to nie był rozkaz?
-Ojej. Przecież znasz Rozuś.- zaśmialiśmy się oboje znając dyktaturę złotookiej. Armin zaniósł mnie do domu. Jonego na szczęście nie było, ponieważ dostałam bym kazanie. Zaprosiłam niebieskookiego do środka mówiąc, że nie chcę zostać sama. Chłopak ucieszył się z mojej propozycji. Zrobiłam herbatę malinową i podałam ciasteczka.
-Przepraszam cię, że cię nie odwiedzałem, ale....- niebieskooki lekko się zarumienił.- Musiałem coś przemyśleć.
-Zakochałeś się?- odpowiedziałam z ciekawością.
-Eeee...m...Możliwe.- jego twarz z różowej zmieniła barwę na purpurowy.
-A powiesz mi kto jest twoją wybranką?- byłam bardzo ciekawa.
-Dowiesz się....to...ktoś kogo bardzo dobrze znasz.- powiedział przybierając różne odcienie koloru.
-Rozalia ma chłopaka.- powiedziałam na żarty.
-Nieeee! Coś ty, to nie Roza. I nie patrz tak na mnie nie powiem ci.
-No dobra.- lekko obrażona zrobiłam kwaśną minę.
-Może pogramy w simsy?- zgrabnie ominął temat.
-Jejej. Gramy!
Przez cały dzień grałam z Arminem w różne gry. A muszę wam powiedzieć, że mam ich bardzo dużo. Przez cały czas czarnowłosy patrzał się na mnie,jakby chciał coś powiedzieć, ale brak mu odwagi. Potem przyszedł Jony, ale gdy zobaczył mnie i niebieskookiego razem uśmiechnął się i wyszedł. A ja zasnęłam na ramieniu Armina, który delikatnie położył mnie na poduszce. Poczułam jeszcze, że przykrywa mnie kocem i całuje w policzek. Niestety, ale dalej nic nie pamiętam, ponieważ odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Zostałam obudzona przez szarookiego, który zaprosił mnie na kolację.
-A gdzie Armin?- spytałam.
-Wyszedł jakieś 2 godziny temu. A czemu pytasz?- zapytał lekko unosząc brew.
-A nie nic.
-Ariel, a może ty się zakochałaś?
-Ja? A czemu tak sądzisz?- zdziwiło mnie to pytanie.
-No, nie wiem.- odparł chłopak, jakby wiedział coś o czym ja nie wiem.
-Kłamiesz mów co wiesz!
-Nic nie wiem, a jak już wiem to na pewno ci nic nie powiem.
-To nie jem kolacji.- zrobiłam obrażoną minę, która zawsze działała.
-To nie. A zrobiłem te pyszne kotleciki.
-Kotleciki? Mniam. Już schodzę!- Zjadłam ze smakiem przygotowaną kolację. A potem poszłam się umyć. I zmęczona całym tym pokręconym dniem zasnęłam, nawet nie zastanawiając się nad niczym.



------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Rozdział trochę dłuższy. Nadal mam dylemat z kim powinna być Ariel -.-' Jak ja się tak będę zastanawiać to ona zostanie starą panną z 20-ską kotów. Pomożecie?
Przypominam o ankiecie tam u góry w prawym rogu.
Dlatego w tym rozdziale zrobiłam kilka gorących momentów z każdym chłopakiem ( Kasem, Lysem i Arminem).Pomóżcie błagam, bo mnie szlak jasny trafi. A Ariel przeze mnie zostanie stara panną. :P
Jeśli są jakieś błędy to sorry. -.-'
W następnym odcinku pojawi się tajemniczy Wiktor. Ale co do tej informacji to nie jestem pewna.


Scena pocałunku Ariel i Kastiela *.*




24 października 2014

Rozdział 6 ♥

***************Tajemnicza Postać******************

Powiedziałem chłopakom, że muszę iść do toalety. Mieściła się ona u góry, ponieważ ta na dole była w remoncie. Nawet się z tego powodu cieszę. Poszedłem szybkim krokiem do łazienki i załatwiłem swoją potrzebę. Cały czas zaprzątały mi myśli o Ariel. Nawet się jej nie spytałem czy z nią wszystko dobrze.
Rozmyślając nad tym znalazłem się obok jej pokoju. Wiedziałem, że już śpi. Postanowiłem do niej wejść, ponieważ jakaś siła ciągnęła mnie do środka. Otworzyłem jak najciszej drzwi, żeby jej nie obudzić. Lekko się zawahałem, gdy się poruszyła. Podszedłem do niej i przyjrzałem się jej smukłej, białej cerze i dużych, czerwonych ustach. Światło padało idealnie na jej twarz. Jak dla mnie jest najpiękniejszą dziewczyną jaką poznałem. Chociaż czasem papla jak najęta. Usiadłem na podłodze i przyglądałem się jej. Tak bardzo chciałbym ją teraz pocałować. Chyba się w niej zakochałem. A obiecałem sobie się w niej nie zakochiwać. Poruszyła się lekko, więc przykryłem ją, żeby nie zmarzła. Jeszcze ta kostka.
-Nawet nie wiesz jak bardzo mi na tobie zależy.- powiedziałem cicho i przyłożyłem moją rękę do jej policzka.- Tak bardzo chcę cię pocałować. Chyba się w tobie zakochałem. Debil ze mnie.
Prowadziłem taką bezsensowną rozmowę z samym sobą, aż Ariel zaczęła się strasznie wiercić. Przestraszyłem się, że się przebudzi. Natomiast on skuliła się i zaczęła płakać przez sen.
-Proszę zostaw mnie! Ja nie chce! Błagam! Pomocy!- zaczęła się wydzierać. Speszyłem się trochę, ponieważ jej krzyki było słychać, aż na dole.
-Wiktor, gdzie jesteś? Wiktor!- wołała kogoś o nieznanym mi imieniu. Złapałem ją za rękę. Do pokoju wpadł Jony.
-Usłyszałem, że krzyczy, więc wszedłem do jej pokoju sprawdzić co się stało.- odparłem widząc jego pytającą minę.
-Ona ma tak od kiedy...- I w tym momencie chłopak się zawiesił, jakby palnął czegoś czego nie powinien.
-Od kiedy?
-Nie ważne.- odparł.- Tak jest każdego dnia, ciągle śni jej się ta sama scena.
-Jaka scena? Powiesz mi o co chodzi?- trzymałem za rękę Ariel, która nadal śpiąc wołała imię tego chłopaka. Trochę zaczynało mnie irytować zachowanie Joniego.
-Sorry stary, ale ja ci nic nie powiem. Jeśli Ariel będzie chciała sama ci to powie.- powiedział.
-Wiktor, proszę cię wróć. Błagam cię. Ja cię...- Ostatniego zdania nie dokończyła, ponieważ zaczęła szlochać. Ścisnęła moją dłoń i lekko otworzyła zapłakane oczy.
-Co wy tu robicie?- spytała lekko speszona moim widokiem.
-Usłyszałem, że płaczesz, więc przyszedłem sprawdzić co się dzieje. Później złapałaś mnie za rękę i nie chciałaś puścić.- odpowiedziałem. Ariel szybko zabrała rękę.
-Przepraszam za moje zachowanie. Jony mam do ciebie małą prośbę.- chłopak podszedł do niej, a ona wyszeptała mu coś na ucho ten przytaknął tylko w geście porozumienia.
-Chodź stary. Ariel jest zmęczona.- szarooki podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach.
-Mam nadzieję, że wyjaśnisz mi wszystko.- powiedziałem odchodząc. Schodząc na dół Jony powiedział mi, że mam nikomu nic nie mówić, na co ja tylko prychnąłem.
-Co się stało Ariel?- zapytał ten irytujący chłopak o imieniu Kentin. Wkurzał mnie ten gość, ponieważ następny przystawiał się do Ariel. Chciałem coś powiedzieć, ale zrobił to szarooki.
-Nie nic się jej nie stało. Obudziła się, bo śnił jej się koszmar.- Lysander wyczuł, że Jony kłamie, ale nie wypowiedział się na ten temat tylko wykręcił lekko nos. Zawsze tak robił gdy wyczuwał kłamstwo.
-To na czym stanęło? Jony chyba miałem ci skopać tyłek.- zaśmiałem się.
-Dobra, dobra zobaczymy kto komu skopie tyłek.
Przez całą godzinę graliśmy na zmianę w Guitar Hero. Ograłem Jonego, a potem resztę. Najgorzej było z tym irytującym kolesiem co podrywa Ariel. Ten drugi, ale niestety nie znam jego imienia, ponieważ brzmi dość głupio. Potem zagrałem z Kentinem, którego ograłem dość szybko. Przez cały czas gapił się na mnie ten chłopak, jakby chciał ze mnie wyczytać co się stało tam u góry. Nie przejąłem się tym zbytnio. Potem rozeszliśmy się do domu.

****************Ariel*****************
  Wstałam z wielkim bólem nogi. Pokuśtykałam do szafki, gdzie wzięłam tabletki przeciwbólowe. Potem znowu położyłam się do łóżka. Potem rutynowo przyszedł do mnie Jony i oznajmił, że musi gdzieś wyjść. Zostawił mi na stoliku kanapki. Powiedział też, że potem ktoś do mnie wpadnie i uszykuje mi obiad, na co pokręciłam głową na znak, że rozumiem. Wydaję mi się, że mój kuzyn się w kimś zakochał. Był ubrany w jasne dżinsy do tego koszula w czerwoną kratę oraz idealnie ułożone włosy. Może nie był jakoś pięknie ubrany, ale jakoś inaczej niż zwykle. Nie zastanawiając się więcej zjadłam zrobione kanapki. Potem pograłam trochę w Simsy i takie różne inne gry. Tak minęła godzina. Było już coś po 13, gdy usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. To na pewno Rozalia, ale ona przecież gotować nie umie. Nagle w moich drzwiach pojawił się .... LYSANDER?!
-Cześć Ariel. Jony poprosił mnie, żebym się tobą zajął.- chłopak wyglądał jakby zobaczył jakąś inną osobę.
-Cześć. Czemu mi się tak przyglądasz? Mam coś na twarzy?- zapytałam żartując.
-Wyglądasz o wiele lepiej bez tego ciężkiego makijażu.- uśmiechnął się Lys, a ja lekko się zarumieniłam.
-Nie przesadzaj wyglądam jak potwór.
-Nie oceniaj siebie negatywnie, ponieważ ucierpi na tym twoja odwaga.- powiedział.
-To co mi pysznego ugotujesz?- sprytnie zmieniłam temat.
-Co powiesz na ziemniaki i kurczaka z sałatką?
-Brzmi pysznie. A ty w ogóle umiesz gotować? Nie spalisz mi kuchni?
-Raczej nie spalę ci kuchni. Potrafię dość dobrze gotować.- odparł.- Jeśli pozwolisz oddalę się.
Skinęłam głową w geście porozumienia. Lysander jest taki grzeczny, aż czasami za bardzo.
Strasznie mi się nudziło u góry, więc poprosiłam różnookiego, żeby zniósł mnie na dół. Nie zbyt chętnie zniósł mnie, ponieważ jak to on ujął potem będzie wysłuchiwał kazania Jonego, że mnie znosi na dół. Odparłam mu, że na pewno tak nie będzie, ponieważ wstawię się za nim. Lysander położył mnie delikatnie na kanapie, ale bardzo nie fortunnie potknął się o kant dywanu i upadł na mnie. W tym monecie do salonu wszedł Kastiel. Co on tu robi?
-Hej...Lys... Chyba przeszkadzam.- chłopak zrobił bardzo dziwną minę, a ja z białowłosym wybuchliśmy śmiechem. Na co Kas zrobił jeszcze bardziej dziwną minę.
-Haha. Nie, nie przeszkadzasz.- odparłam z wielkimi przerwami na oddech podczas śmiechu.
-A mi się wydaje, że tak.- powiedział. Chyba był zły, ale o co?
-Lysander upadł na mnie, gdy próbował mnie położyć. Bo chciałam w końcu zejść z tej góry na dół.- powiedziałam jakoś tak dziwnie składając zdania.
-Muszę się zgodzić z Ariel, jest strasznie ciężka.- zaśmiał się, za co dostał kuksańca w ramię.
-Dobra wierzę wam.- już łagodniejszym tonem, takim bardziej milszym.- Przyniosłem to o co prosiłeś.
-Dziękuję.- Lys zabrał pakunek z rąk Kasa i poszedł do kuchni. Zostałam sama z Kasem.
-Skoro już tu jesteś to pooglądamy coś?- spytałam. Natomiast on zamiast mi odpowiedzieć przyglądał mi się uważnie.- Ludzie, czy ja mam coś na twarzy?
-Nie, ale jakoś inaczej wyglądasz.- stwierdził.
-No, bo wiesz ....może.... jestem bez makijażu!- co oni się tak na mnie uparli.
-Spokojnie, chciałem ci powiedzieć, że ładnie wyglądasz bez tej tapety.
-Yyyy. Dziękuję.- powiedziałam zdziwiona.- Co powiesz na horror "Obecność"?
-Może być.- odparł.- A nie będziesz się bała?
-Jest rano, gorzej by było gdyby była noc.- powiedziałam chłopakowi, gdzie są płyty. Włączył bez najmniejszego problemu. Oglądaliśmy tak, aż Lysander nie zaczął wołać nas na obiad. Oczywiście Kastiel pomógł mi się doczłapać do jadalni.
-Proszę cię zostań moją żoną.- powiedziałam zatapiając się w obiedzie.
-Zostaw go w spokoju. Wynajmę go, żeby gotował mi takie obiady.- oznajmił Kas.
-Przestańcie, to tylko kurczak.- speszył się różnooki.
-To nie kurczak, to niebo.- z każdym kęsem się rozpływałam.- To co przystajesz na moją propozycję?
-No wiesz, żoną twoją chyba nie zostanę.- powiedział chłopak.- To jest nie możliwe.
-No chyba, że zmienisz płeć.- dodał czerwonowłosy.
-Oszalałeś? Taki przystojniak i płeć ma zmieniać?- zaśmiałam się do chłopaków. Obaj zrobili dziwną minę.
A przecież ja nic takiego nie powiedziałam.- Dobra, to zostaniesz moim mężem.
-Hahaha. No chyba nie.- odparł Kastiel.
-Czemu?
-Bo nie.
-To nie jest odpowiedź.
-Jest.
-Przestańcie się kłócić, bo zachowujecie się jak małe dzieci.- odparł białowłosy.
-Ale to on zaczął.- zrobiłam naburmuszoną minę. Nagle kostka zaczęła mnie rwać na co skuliłam się z bólu.
-Ej nic ci nie jest?- czerwonowłosy naprawdę się wystraszył tym nagłym bólem kostki.
-Nie, tylko dzisiaj nie fortunnie nastąpiłam na tą nogę i mnie trochę boli, ale to przejdzie.- uspokoiłam ich.
Przez całe popołudnie oglądaliśmy filmy. Aż o godzinie 19 wrócił uradowany Jony, ale kiedy zobaczył mnie, że nie jestem w łóżku to przybrał bojową minę. Uhu. będę miała kazanie. Najpierw nakrzyczał na chłopaków, że mnie nie dopilnowali,a gdy próbowałam się odezwać to dostawałam burę. Gdy sie uspokoił powiedziałam mu, że chciałam pooglądać z chłopakami film, więc Lys zniósł mnie na dół. Jony odetchnął z ulgą słysząc, że białowłosy mi pomógł. Potem przeprosił chłopaków, że na nich nakrzyczał. Lys skinął porozumiewawczo, natomiast Kas zaczął swoją paplaninę, że to niby się tak musiał mną wielce zająć i w ogóle. Jony nakazał mi iść do pokoju gościnnego, który mieści się na dole. Położyłam się w ciuchach, które miałam na sobie. I nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Skończony taki krótki, ale jest :D
W razie jakiś błędów to sorry. A i jeszcze jedno. Kto zgadnie kim jest tajemnicza postać?
 To jest Armin czy Kastiel? Walka trwa! :) Pamiętajcie też, że oboje byli na dole u Jonego. A może to Lysander, który świetnie gotuje ? Czy chłopak, który ją kocha wyzna jej miłość? Kim w ogóle jest?

Zapraszam do ankiety! Tam u góry!
Fight <3
Kto wygra ?


21 października 2014

Rozdział 5 ♥

Rano obudził mnie budzik. Czy on musi się tak wydzierać? Trzeba wstać, ale mi się nie chce. Wstałam
i pomaszerowałam do okna, gdzie był ładny widok. Z mojego okna było widać mini park. Był on mniejszy od tego w centrum naszego miasteczka, ale równie piękny. Stały tam trzy brązowe ławeczki, kilka klombów z kwiatami oraz mała fontanna. Zazwyczaj przychodzili tam ludzie starsi, albo ci, którzy preferują ciszę.
A ten park był jego oazą. Zawsze chodziłam tam rysować. Ostatnio widziałam tam rudą wiewiórkę.
Podeszłam do szafy z zamiarem wybrania ubrań. Postanowiłam, że ubiorę białą bluzkę, czarne rurki oraz bordowy komin. Do tego moje ulubione jasno brązowe buty na lekkim koturnie. Z taką stylizacją poszłam do łazienki. Wykonałam poranne czynności. Zeszłam na dół, gdzie jak co dzień dochodziły odgłosy śpiewu Jonego. Ma bardzo ładny głos. Schodząc niestety potknęłam się o dywan. Na całe szczęście spadłam tylko z dwóch ostatnich schodków.
-Nic ci nie jest?- podbiegł do mnie, podnosząc mnie.
-Ała moja kostka!- krzyknęłam z bólu. Strasznie bolała mnie kostka.
-Chodź jedziemy na pogotowie.- powiedział kuzyn. Zabrał mnie do szpitala, gdzie powiedzieli mi, że moja kostka jest mocno zwichnięta. Dostałam zwolnienie ze szkoły na kilka dni. Mój kuzyn się strasznie tym przejął i zapowiedział mi, że się mną zaopiekuje. Około 12 byliśmy już w domu. Dostałam bandaże do owinięcia i jakieś maści do smarowania. Jony zaniósł mnie do pokoju i poszedł robić obiad.
Strasznie mi się nudziło, a mój telefon był na szafce. Podniosłam się i pokuśtykałam po telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, aż 18 nieodebranych połączeń od Rozalii, 5 od Alexa, 8 od Armina i po 4 od Lysa i Kasa.
Roza chyba wszystkich zwerbowała do telefonowania do mnie. Zadzwoniłam do Rozalii.
-Hej Rozuś.
-GDZIE TY JESTEŚ?- zaczęła się drzeć do telefonu.
-Spokojnie. Skręciłam sobie kostkę i byłam w szpitalu.
-Jezuuuu. Słyszeliście Arluś skręciła nogę.- krzyknęła na głos do kogoś.
-Ciszej Roza, bo zaraz cała szkoła będzie wiedzieć, że jestem łamagą. Ale Roza nie odpowiedziała tylko rozłączyła się. Czy ona mnie nie lubi? Może ma mnie gdzieś? A może nauczyciel ją zobaczył z telefonem.
Nie zastanawiałam się nad tym długo, bo zasnęłam. Mniej więcej po 13 obudził mnie dzwonek do drzwi, ale nie mogłam zejść i zobaczyć kto przyszedł, więc przekręciłam się na drugi bok i próbowałam zasnąć.
Nagle usłyszałam za drzwiami  jakieś szmery i pukanie do drzwi.
-Proszę! Przecież wiesz, że możesz wchodzić do pokoju bez pozwolenia.- byłam pewna, że to mój kuzyn, ale to była Roza, Armin z Lysandrem, a za nimi widziałam KASTIELA?! Co on tu robi? Przecież on mnie nie lubi.
-Cześć Ariel. Co u ciebie? Jak noga?- Roza zadawała pytania szybciej niż karabin maszynowy. Białowłosa wraz z Arminem podeszli do mojego łóżka. Zaś chłopacy usiedli na moich dwóch czerwonych pufach. Czarnowłosy wziął moją rękę, co wywołało u mnie lekkie rumieńce. Co nie za bardzo spodobało się reszcie, ale nie okazywali tego zbyt emocjonalnie, przynajmniej na zewnątrz.
-Wszystko jest dobrze.- nie mogłam uwierzyć, że oni tu przyszli. Chyba zauważyli, że spoglądam na nich jak na kosmitów.
-Przyszliśmy z Rozalią zobaczyć jak się czujesz.- widziałam, że Kas chce coś powiedzieć, ale Lys go wyprzedził. Lekko się podniosłam i spojrzałam na czerwonowłosego.
-Chyba nie ja tu jestem poszkodowana.- spojrzałam znacząco na Rozę.
-Ej. Nie patrz się tak na mnie. Sami chcieli przyjechać do ciebie.- spojrzałam na chłopaków.
-Poważnie, bo ja mam wrażenie jakbyś ich tu siłą zaciągnęła.- zaśmiałam się. Armin nie odezwał się ani słowem tylko bardziej ścisnął moją dłoń. A ja uśmiechnęłam się do niego głupkowato.
-No, ale poważnie ci mówię.- złotooka spojrzała na Armina tak, że biedak od razu mnie puścił. Zarumieniłam się. Postawa mojej przyjaciółki jest czasem dość dziwna.
Ale udałam, że nic się nie stało i wróciłam do tematu.
-Nie żartujcie sobie ze mnie. Widzę, że Kastiel ma inne zdanie. Prawda?- spojrzałam na niego. Chłopak nic nie powiedział tylko zszedł na dół do Jonego. Jego zachowanie bardzo mnie zdziwiło, ponieważ wyszedł bardzo zły, ale też bardzo poirytowany i wkurzony.
-A jemu co się stało? Powiedziałam coś złego?- spytałam się chłopaków i złotooką.
-Nigdy się tak nie zachowywał. Nawet w stosunku do mnie.- zdziwiło mnie to, ponieważ jego słowa brzmiały dość dziwnie.- To ja pójdę sprawdzić o co się tak zdenerwował.- widać było, że doskonale wiedział o co mu chodziło, ale nie przejmowałam się tym.Jeśli będzie miał taką ochotę sam mi powie, a jeśli nie to wyduszę to z niego siłą. Całą godzinę rozmawiałam z Rozą, ponieważ Armin musiał iść do domu. Przeprosiłam przyjaciółkę, że nie poszłyśmy na zakupy. Ona zaś powiedziała, że innym razem się wybierzemy. Potem zjedliśmy razem kolację. Białowłosa musiała iść już tak przed 19, ponieważ była umówiona z Leo, jej chłopakiem. Zmęczona poszłam spać. Słyszałam jeszcze z dołu, że chłopaki nadal są u Jonego. Potem odpłynęłam w objęcia Morfeusza. Z pół przytomnymi oczami zobaczyłam, że ktoś wchodzi do mojego pokoju. Lekko się poruszyłam co sprawiło, że postać wchodząca lekko dygnęła. Potem już nic nie pamiętam, ponieważ moje oczy stały się jeszcze cięższe.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Taki krótki, ale najważniejsze, że jest!!!! <3
Brak weny. A tak w ogóle to byłam w kinie na "Miasto 44" polecam ludziom o słabych nerwach. >.< Psychika wam rąbnie. :D
A w następnym rozdziale dowiecie się kim jest "ktoś" kto wszedł do pokoju Ariel.
Kto zgadnie kto to? Armin czy Kastiel, a może Lysander? Albo to tylko Jony?
A jeśli chodzi o błędy to przepraszam, ale tekst był kilka razy przerabiany. Ponieważ w tych scenach nie miało być Lysandra i Armina, ale ich tam wkleiłam.


                                   
Słodziaki <3

16 października 2014

Rozdział 4 ♥

Obudzona rannymi promieniami słońca wstałam z lepszym humorem. Postanowiłam już zapomnieć o przeszłości, ale trudno mi będzie zapomnieć o nim. Nie będę już nigdy wymawiała tego imienia. On dla mnie już nieistnienie, choć w moim sercu wyrył bardzo trwały ślad. Z tymi rozmyślaniami, poszłam do łazienki.
Jak każdy wykonałam poranne czynności i zażyłam szybkiej kąpieli.Wysuszyłam włosy. Ubrana już w białą bluzę z nadrukiem "Zombie Mickey" oraz czarne poszarpane dżinsy. Mój makijaż był taki jak zwykle.
Zeszłam na dół, ponieważ mój nos zwodził mnie do kuchni. Ujrzałam bardzo niecodzienny widok. Mój kuzyn w różowym fartuchu robiący mi grzanki z serem. Ten widok sprawił, że roześmiałam się bardzo głośno. Jony tak się wystraszył, że całe nasz śniadanie wylądowało na podłodze.
-Ty będziesz to sprzątać!- zbulwersował się chłopak.
-Dobra, nie zrzędź już tak jak stara babka.- powiedziałam, robiąc przerwy, bo przy każdym powiedzianym słowie śmiałam się jeszcze bardziej.
-Nie śmiej się, tylko po szczotkę maszeruj! Już!- oburzył się jeszcze bardziej.
Śmiejąc się poszłam po ową rzecz. Posprzątałam posłusznie, ponieważ mój kochany kuzyn wytykał mi gdzie mam jeszcze posprzątać. Swoją drogą, nadawał by się bardzo na jakiegoś dyktatora. Potem zabrał się za ponowne robienie śniadania. Ja natomiast przyglądałam się tylko, ponieważ ja potrafię spalić najprostszą potrawę. Ciamajda ze mnie straszna. Blondyn podał mi pachnące jeszcze tosty z świeżymi truskawkami
i bitą śmietaną. 
-Jak tak dalej pójdzie to przytyję.- stwierdziłam
-Oj. Przesadzasz jak dla mnie możesz trochę przytyć.
-Koniec tematu. A tak w ogóle, która godzina?- spytałam.
-Jest 7.55.- zerwałam się z miejsca. 
-Spóźnię się do szkoły!- krzyknęłam z holu. I trzaskając drzwiami wybiegłam z domu. 
W szkole byłam już grubo po dzwonku. Nie idę na lekcję z panią Minque ona strasznie pluje i wrzeszczy nie wiadomo na co. Weszłam na dziedziniec. Przemykając się niczym ninja do ogrodu, gdzie w spokoju mogłam posiedzieć i porysować. Usiadłam przy pięknym drzewie, aż szkoda, że nie znam jego nazwy. Nigdy jakoś nie interesowałam się roślinami. Zaczęłam rysować różę, którą przed chwilą zauważyłam w tłumie roślin. 
Nie była ona zbyt piękna, ponieważ była mała i posiadała tylko jeden ogromny kwiat. Ale przykuła moją uwagę swoją odmiennością. Była podobna do mnie. Z moich rozmyślań wyrwał mnie jakiś głos za mną.
-Pięknie rysujesz.-stwierdził Lysander.
-Dziękuje, ale ja uważam inaczej.
"Prawdziwa sztuka to taka, która powstaje dzięki potrzebie tworzenia". A twoja powstaje z emocji, które wylewasz na papier. - powiedział to tak pięknie, że się rozpłynęłam.
-Pięknie dobierasz słowa jesteś jakimś poetą? Zapewne piszesz wierszę.
-Poeta to za duże określenie, ja po prostu dobieram słowa do danej sytuacji.
-To muszę powiedzieć, że bardzo pięknie je dobierasz.- chłopak popatrzył się na mnie i lekko się zarumienił. Ja chyba zrobiłam to samo.
-Nie widziałaś tu może takiego czarnego notesu z wygrawerowanym imieniem?- zapytał się chłopak odwracając wzrok i poszukując czegoś zawzięcie.
-Taki z szmaragdowym paskiem?
-Tak.- różnooki powędrował wzrokiem tak gdzie się patrzałam. Uradowany, wstał i poszedł po swoją zgubę.
-Dziękuję ci jesteś aniołem.- podszedł do mnie i serdecznie mnie przytulił.
-Do anioła trochę mi daleko.- roześmiałam się. Nagle do ogrodu wpadł Kastiel.
-To ja szukam tego posranego zeszyciku, a ty się ty obściskujesz?- widać było wzburzenie i złość wymalowaną na twarzy.
-Po pierwsze z nikim się nie 'obściskuje', a po drugie Ariel pomogła mi znaleźć notatnik.- odparł mu spokojnie Lys.
-I dlatego się z nią migdalisz?- odparł.
-Jejku. Kastiel uspokój się. Przecież nic się nie stało. Lys tylko mnie przytulił, a ty robisz aferę jakby ci zginęła złota rybka.- oburzyłam się. Czekoladowooki wyszedł bez słowa.
-Czym on się tak zdenerwował?- zapytałam.
-On tak już ma. Jego charakter jest dość trudny.
-Współczuję mu. Jak ty w ogóle z nim wytrzymujesz?
-Kwestia przyzwyczajenia. Jeśli się go bliżej pozna jest naprawdę miły. - jego spokój jest zaraźliwy.
-Poważnie? Jakoś ja tego nie widzę.
-Bo go jeszcze dobrze nie poznałaś.
Pogadałam jeszcze chwilę z Lysem, który potem musiał iść poszukać buntownika. Ja udałam się w poszukiwanie mojej przyjaciółki. W tym liceum jest naprawdę super. Co prawda minęło już trochę czasu, a ja tak szybko znalazłam przyjaciółkę. Rozalię spotkałam dyskutującą z Alexem na dziedzińcu. Oboje przywitali mnie jak 'papieża'. Potem zaproponowali mi wspólne pójście na zakupy,co wywołało u mnie szeroki uśmiech. Umówiliśmy się, że na małą wycieczkę udamy się jutro. Potem poszliśmy na matematykę. Tak minął mi dzień w szkole. Potem jak zwykle zjadłam obiad, pooglądałam komedię z Jonym , a potem poszłam spać. Nie jadłam kolacji, ponieważ zjadłam 'tonę' popcornu i wypiłam litr coli. Ubrana w piżamę, kroczyłam do mojego łóżka. Zobaczyłam pluszaka, którego dostałam od wiecie kogo. Schowałam go szybko do szafy, przykrywając stertą ubrań. Miałam o nim zapomnieć. Zapomnieć. Dobra weź się w garść, przecież nie będę płakała. Nie będę. Wzięłam na kolana mojego różowego laptopa i weszłam na facebooka, gdzie przez godzinę pisałam z Rozalią o jutrzejszym wypadzie. Potem odłożyłam laptopa i poszłam spać.



------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Rozdział dodany xD
Dziękuje wszystkim za czytanie tych wypocin. Wiem, że mam taką dziwną wadę wpychania do rozdziałów dużo akcji, ale taka moja natura. Wiem też, że moje pisanie jest trochę inne od waszego, ale powinniście się do tego przyzwyczaić. Jestem osobą dość porywczą i bardzo roztrzepaną, która popełnia wiele błędów. Jeśli są takowe to serdecznie przepraszam, ale musicie się do tego przyzwyczaić. 
 Kurdę lubię się powtarzać -.-' 
A tak w ogóle to dzisiaj wygrałam konkurs plastyczny! Jejku I miejsce! Jestem strasznie szczęśliwa ♥


                                         
Dodany na specjalne życzenie! <3
A co do mojego obrazka to mogę dodać takie moje głupie oczko -.-'
To po boku to serce, które mi nie wyszło :D
Nie lubię marnować kartek, ponieważ niszczy się dzięki temu drzewa .
Rozumiecie mnie chyba xD
I od razu wyprzedzam pytanie to nie malowałam tego ołówkiem tylko węglem rysunkowym. 
Na żywo wyszło o wiele lepiej -.-'
Brzydko c'nie?


14 października 2014

Rozdział 3 ♥

Ale to co mi się przyśniło sprawiło, że nie zasnę całą noc. Znowu mi się to śniło. Czemu musi mi się to śnić. Po moim policzku poleciały łzy. To wspomnienie jest straszne. Całe szczęście, że przy mnie był Wiktor.


**********Wspomnienie************

Biegnę.Ktoś mnie śledzi.Boję się tak strasznie się boję.Nagle potknęłam się o krawężnik.Upadłam na szosę obdzierając sobie przy tym kolana. Deszcz leje nie miłosiernie. Nagle poczułam czyjąś rękę na brzuchu i drugą, która zatyka mi buzię.Próbuję krzyczeć i wyrywać się, ale to jest bezskuteczne.Jego ręka wędruje po moim ciele i próbuje rozpiąć moją gorsetową sukienkę. Gdy napastnik siłował się z moją sukienką uwolnił rękę z moich ust.
-Pooooooomocy! Ratunkuuuuu!-wydarłam się ile sił miałam. Mężczyzna szybko się zamachnął i walną mnie z całej siły w twarz. Zaciągnął mnie w najciemniejszy zaułek. Już nie ma odwrotu. Teraz będę cierpieć. Łzy lały się z moich oczu, ale i tak tego nikt nie widzi.Deszcz zmoczył mnie już całą.Nagle coś usłyszałam.
-Arieeeel, gdzie jesteś? Arieeeel!-wydarł się chłopak.To Wiktor. Moje wybawienie.Muszę coś zrobić,żeby mnie usłyszał. Mój napastnik nawet się tym nie przejął tylko nadal zajmował się "swoją robotą". Ugryzłam go w rękę i z całej siły kopnęłam w splot słoneczny.
-Wiktooooor! Pomocy! Ratuj mnie! Błagam jesteeee.....- nie dane mi było dokończyć, ponieważ dostałam jeszcze raz w policzek.Bolało tak strasznie bolało. Usłyszałam czyjeś kroki. Tak samo jak mój napastnik.
-Ariel?-wszedł do zaułka Wiktor.-Zostaw ją zboczeńcu! 
Napastnik rzucił się na niego, rzucając mną o ścianę. Jękłam cicho. Widziałam wszystko jak przez mgłę.
Chłopak, który mnie napastował uciekł. Mój wybawiciel dopadł do mnie i mnie mocno przytulił.
-Arieeel. Proszę cię nigdy więcej mnie tak nie strasz.Tak strasznie się o ciebie martwiłem.-był bardzo zdenerwowany i wstrząśnięty moim stanem.
-Wiktor przepraszam cię tak strasznie cię przepraszam.-mówiłam cicho.-Proszę cię zostaw mnie tu samą umrę i w końcu wszyscy będą mieli święty spokój.
-Co ty wygadujesz? Ja cię nigdy nie zostawię słyszysz.-Było widać, że jest bardzo poruszony.W deszczu widziałam, że płacze. 
-Proszę cię nie płacz.
-Nie mogę.Nie chce. Posłuchaj mnie. Ja cię......- nie dane mu było dokończyć, ponieważ straciłam przytomność.
 Wszystko potem pamiętam jak przez mgłę. Wiktora, który trzymał mnie za rękę w szpitalu.Lekarzy biegających przy mnie. Mój ukochany przyjaciel, który mówił mi gdy byłam w śpiączce, że mnie kocha. Tak mówił, że mnie kocha. Wiedziałam już to od dawna, ale on jest już zaręczony z Mirą. Kocham go, ale nie mogę z nim być. Nie chcę.Nie potrafię. Nie mogę.
   ****************Koniec wspomnienia******************** 

Tak strasznie mi go brakuje.Ja nadal chyba go kocham.Nie widziałam już go od ...... dawna. Minęło już 2 lata a ja ciągle nie mogę o nim zapomnieć. Przytuliłam poduszkę w kształcie żaby, którą dostałam od niego. To jedyna rzecz, która mi go przypomina. Z przytuloną żabą zasnęłam. Rano obudził mnie mój kuzyn.
-Chyba nie chcesz spóźnić się do szkoły?-zapytał.
-No nie.
-To wstawaj. Ja zrobię śniadanie.
Nie odzywając się. Wyszłam z pokoju do łazienki. Poranne czynności wykonałam dość szybko. Ubrana w czarną bluzkę z napisem "Bad" i jasne poszarpane dżinsy. Włosy spięłam w luźny kok. Wzięłam do tego jeszcze białą bluzę, bo może być mi zimno. Zeszłam na dół i szybciutko zjadłam jajecznicę uszykowaną przez Joniego. Porozmawiałam chwilę z moim kuzynem, a potem zakładając moje białe trampki ruszyłam do szkoły. Po drodze spotkałam Lysa, który towarzyszył mi aż do samej szkoły. Na dziedzińcu jednak się rozeszliśmy, ponieważ musiał obgadać coś z Kassem. Ja udałam się w stronę krzyczącej Rozalii. Ją to słychać nawet na dziedzińcu. Weszłam do szkoły i zobaczyłam jak kłóci się ona z tą całą Amber.
-Masz nie obrażać mojej przyjaciółki, rozumiesz?-krzyczała Ros.
-Bo co mi zrobisz? Złamiesz mi paznokcia, paniusiu.- drwiła Amber. Roza już nie wytrzymała i dopadła śmiejącą się blondynkę.Na całe szczęście Alexy i Armin w ostatniej chwili złapali dziewczynę.
-Zostawcie mnie nauczę ją jak się powinno odnosić do ludzi.
-Rozuś co się stało?-zapytałam podchodząc do przyjaciółki.
-Ta blond pindzia nazwała cię rozwydrzoną szmatą, która lata za każdym chłopakiem.-powiedziała ze złością złotooka.
-Bo to najszczersza prawda.-wysyczała z kpiną Amberzyca.
-Coś ty powiedziała?
-To co słyszałaś szmato.-wyśmiała blondynka. Już nie wytrzymałam i rzuciłam się na Amber.Ta spodziewała się tego i przywaliła mi w twarz. Jękłam cicho. Mój policzek zrobił się od razu czerwony.
-Amber czy to do reszty zgłupiałaś?-dobiegł do mnie Kastiel.
-Ale ja-ja-ja się broniłam ona się na mnie rzuciła.- złagodniała nagle.
-Bo już ci uwierzę, że to było w obronie własnej.-zadrwił.-Ariel nie jest taka głupia, żeby się na ciebie rzucać tak bez powodu.- czekoladowooki podniósł mnie i mocno przytulił, ponieważ już miałam łzy w oczach.
-Zmiataj stąd, bo tylko straszysz.-powiedział z drwiną. Blondynka spojrzała na chłopaka i wybuchła płaczem, uciekając przy tym do toalety. 
-Nic ci nie jest?-zapytał się mnie.
-Nie, jest w porządku.
-Będziesz miała pięknego siniaka.-powiedziała Roza podchodząc do mnie.- Trudno będzie go zamaskować.
Armin podbiegł do mnie,odrywając mnie przy tym od Kastiela. 
-Jejku.Ale mi strachu narobiłaś.Myślałem, że ona cię tam zabije.- niebieskooki przytulił mnie.- A nie mogłem cię obronić, bo trzymałem Rozę.Silna jest.-dodał już po cichu tak, żebym tylko ja słyszała.Zaśmiałam się.
-Już jest wszystko dobrze.-nagle podszedł do mnie Nataniel.
-Przepraszam za siostrę.Ona już jest taka. Na prawdę bardzo mi przykro z tego powodu.-zająknął się.
-Nic się nie stało.
-Oj stało się. Kto cię teraz ze chce z takim siniakiem na poliku?-dodał kąśliwie Kas. Wszyscy spojrzeli na niego jakby go chcieli zabić. A on sobie nic z tego nie robił. 
-Każdy. A w szczególności ty Kastiel.-dopowiedziała mu Rozalia.Chłopak tylko prychnął i odszedł, ponieważ dostał sms'a.
Roza zabrała mnie do klasy i pokazała w lusterku moje siniaka. Naprawdę był duży, ale moja przyjaciółka zapudrowała mi go, że nie był już tak zauważalny. Resztę lekcji minęło spokojnie. Amber została wezwana do dyrekcji i ukarana naganą. Dobrze jej tak. Cały dzień spędziłam z Rozalią, która na krok mnie nie opuszczała. Rozmawiałam też z chłopakami. Tak skończył się mój dzień. Wróciłam do domu odprowadzona przez chłopaków, ponieważ mieli gdzieś jechać z Jonym. Jak się później okazało to przyszli tak nie zapowiedzianie do mojego kuzyna. Posiedzieli tak do 22, ale ja z nimi już nie siedziałam tylko poszłam się umyć i spać. Nadal myśląc o Wiktorze zasnęłam. Obudziłam się o 2 w nocy z strasznym szlochem.
Do mojego pokoju wparował zdezorientowany Jony. 
-Znowu ci się to śniło?-zapytał
-Niestety, ale muszę powiedzieć, że tak.- powiedziałam to przez łzy.
-Już nie płacz to już przeszłość.-przytulił mnie.
-Ja to wiem.Ale nadal się martwię o Wiktora.
-Nadal nie dał o sobie znaku życia?-zapytał.
-Od roku nie mam z nim kontaktu.-powiedziałam smutno.
-Zobaczysz wszystko będzie dobrze.
-Nie będzie! A jeśli on się ożenił z Mirą, a jeśli on się zakochał i zapomniał o mnie.-bąkałam tak bez sensu i ładu.
-Spokojnie. Śpij już i się nim nie przejmuj.-przytulił mnie mocniej.
-Dobrze. Od jutro postanowiłam zapomnieć o nim-powiedziałam cicho. I z takim postanowieniem zasnęłam.  

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dzięki wszystkim za czytanie tego bloga ! <3

Tak w ogóle to nie mogłam się doczekać kiedy go wstawię więc wstawiłam go już dzisiaj tak wiem jestem jakaś obłąkana -.-' Trzy rozdziały w jeden dzień. 
Sorry za błędy jak coś to poprawię. 
Ten rozdział był dość nudny. Jak dla mnie dno. 
A i jeśli macie jakieś blogi to chętnie przeczytam i skomentuję ! <3
Zostałam chyba maniaczką opowiadań >.<
Następny rozdział dodam jutro lub w sobotę, bo wiecie szkoła i wgl :P

                               A tu Wiktor i poobijana Ariel (tak kiedyś Arluś wyglądała) <3
                                                           Wiktor taki słodki ! ♥


Rozdział 2 ♥

A na końcu kuzyn powiedział mi, że będziemy mieć gości. A raczej on będzie miał kilku chłopaków, którzy często tu wpadają sobie pograć i takie różne inne chłopskie rzeczy. Jony spytał się czy nie mam nic przeciwko. Ja powiedziałam, że nie. Poszłam więc na górę i zaczęłam powoli dekorować mój pokój, który został już w pełni skończony. Był on skromnie urządzony ale taki mi się podobał. Miał czerwono-beżowe ściany. Wielkie łóżko z ciemnym baldachimem. Co do mebli były ciemno orzechowe. Oraz co najlepiej mi się podobało to wielki puchaty beżowy dywan. Na mojej ścianie widniało pełno moich prac, które często rysowałam.Ostatnio śniły mi się piękne oczy o bardzo dziwnych barwach, ale nie pamiętam ich koloru. Narysowałam je bardzo wyraźnie ale moja nie dokończona praca leży teraz na moim łóżku z całą stertą prac. Znowu zaczęłam coś rysować. Zajęło mi to chyba z godzinę. Nagle usłyszałam dzwonek oznajmiający, że przyszli nasi goście. Nie przejęłam się tym za bardzo. Usłyszałam, że ktoś skrada się do mojego pokoju.
-Jonathanie jeśli zamierzasz mnie przestraszyć to powiem ci jedno "Nie uda ci się to!"-Powiedziałam nie odrywając wzroku ze szkicu. I nagle ktoś się na mnie rzucił. Szczęście, że wyrzuciłam już moje rysunki na bok.
-Ja nie jestem Jony-wyszczerzył się Armin.
-A ty tu skąd?
-Zostałem zaproszony przez twojego nadopiekuńczego kuzyna.
-I niech zgadnę. Poszedłeś na chwilę do łazienki.-uśmiechnęłam się chytrze.
-Zgadłaś! Dostajesz prezent bonusowy w postaci czekoladek.
-Dooobra. To czekam na te czekoladki.-nagle Armin wyciąga z kieszeni swojej bluzy czekoladę orzechową.
-Armin jesteś wielki!-przytuliłam moje przyjaciela i ucałowałam go w policzek. Czarnowłosy bardzo się zawstydził i lekko zarumienił.Nagle w drzwiach pojawił się mój kuzyn.
-Wiedziałem, że cię tu znajdę.- zaśmiał się szarooki.
-Bo ja usłyszałem hałas w poookoju i jak wszedłem to zobaczyłem Arr-ieee-l no i się przywitałem z nią.- jąkał się Armin, widać bał się mojego kuzyna.
-Dobra,dobra.A teraz zmiataj na dół.-rozkazał mu. Niebieskooki posłusznie wykonał polecenie.
-Zejdziesz przywitać się z resztą?-zapytał się mnie szarooki.
-No dobra.-burknęłam.
Gdy zeszłam na dół zobaczyłam Armina,który włączał jakąś grę. Potem ujrzałam dwóch chłopaków tego jednego znałam, bo był to czerwonowłosy chłopak, na którego wpadłam w szkole.Tego drugiego zaś nie znałam.
Był to chłopak dobrze zbudowany i przede wszystkim bardzo wysoki.Miał białe włosy z czarnymi końcówkami, ale najbardziej podobały mi się jego oczy były niczym diamenty. Chłopak miał tak zwaną heterochromię, czyli różnobarwność tęczówek. Jedno jego oko było pięknego koloru złotego, a drugie koloru lazurowego choć bardziej pod zielonawego. Patrzałam się zbyt długo na niego, ponieważ zrobił dziwną minę.
-Witam was wszystkich nazywam się Ariel.-przedstawiłam się i lekko dygnęłam.
-Nam też miło cię powitać.Jestem Lysander.-chłopak uśmiechnął się i pocałował mnie w rękę. Natomiast ja lekko się zarumieniłam, ponieważ tego się nie spodziewałam.
-Ej to ty na mnie wpadłaś na holu?-przypomniał sobie czerwonowłosy. Nawet nie znam jego imienia.
-Brawo za spostrzegawczość.-trafnie zauważyłam. Mój kuzyn przyglądał się całej scenie z dziwną miną. 
Ups, coś czuję, że chłopaki będą mieli nie złe kazanie.
-Jestem Kastiel, bo nawet wać hrabianka się mi nie przedstawiła.-lekko oburzył się chłopak.
-Śpieszyłam się okey?
-Ariel to bardzo rzadko spotykane imię.-trafnie zauważył Lysio. Od dzisiaj będę do tak nazywać.
-Możliwe, bo jeszcze nigdy nie spotkałam kogoś z takim imieniem.
-Ej Arluś. Zagrasz z nami?-spytał nagle Armin.
-No dobrze.Skopię ci tyłek, Arminusiu!-cała nasza ekipa wybuchła śmiechem no może prócz niebieskookiego, który patrzał się na mnie spod byka.
-Oj.Doigrasz się.
-Chciałbyś ze mną wygrać.
Cały wieczór spędziłam z chłopakami. Cały czas przekomarzałam się z Kastielem albo z Arminem, natomiast z Lysandrem miałam neutralne tematy i wiele śmiechu z chłopaków. Bardzo się do każdego zbliżyłam. Natomiast mój kuzyn patrzał na to wszystko z ukosa, ale nic się nie odezwał. Ale będę mieć kazanie. Coś mi się wydaje, że Armin i Kastiel jakoś tak dziwnie na siebie patrzyli, ale może mi się wydawało. Jak on się kłócili to ja sobie spokojnie rozmawiałam z Lysiem. Dowiedziałam się, że Leo jest jego bratem, a Rozalia to dziewczyna Lea.
Naprawdę fajnie mi się z nimi rozmawiało. Nie miałam nigdy takiego kontaktu z chłopakami od tamtego feralnego momentu. Opowiem wam go kiedyś, no może nie długo. Nasi goście rozeszli się tak około godziny 23.35.
A ja ubrana w moją piżamę z króliczkami poszłam spać. Ale to co mi się przyśniło sprawiło, że nie zasnę.....

Ciąg dalszy nastąpi wkrótce <3

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Uwaga ! 
Za niedługo pojawi się sen, w którym opowiem kawałek historii Ariel przed jej zmianą.
Czytasz komentuj.
Takie przesłanie logiczne. -.-
I dziękuję wszystkim za czytanie.
Możecie komentować z anonima!
To nie gryzie. xD