1 czerwca 2015

Rozdział 11 ♥

 Moje głupie rozmyślania przerwał jednak Armin, który uszczypnął mnie w ramię. Odwróciłam się do chłopaka i posłałam mu lekki uśmiech.

-Cześć Ciamajdo! - krzyknął chłopak na co zgromiłam go wzrokiem.
-To nie moja wina.- zrobiłam naburmuszoną minę udając, że się obraziłam.
-No fakt. - zamyślił się. - Taką  CIAMAJDĄ trzeba się już urodzić.
-Dostałbyś w pysk, ale jesteś za daleko. - odparłam z wielkim bananem na ustach.
-Nie pobijesz mnie moja Arieelkooo. - puścił mi oczko.
-Co ja ci mówiłam na temat zdrabniania mojego imienia, Arminusiu? - przewróciłam oczami.
-Ej! Twoje brzmi lepiej.
-Daj mi pograć! - odparłam kończąc tą głupią pogawędkę i wyciągnęłam rękę w stronę ciemnowłosego.
-Nie. - odparł i przytulił ją mocno, aż jego knykcie zrobiły się białe. Wybuchłam śmiechem, a chłopak zgromił mnie mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
-Armin. - powiedziałam słodkim głosikiem, od którego mogłabym zwymiotować. - Daj mi tą swoją żonę na chwilę. Obiecuję, że nie odbiję ci jej.
-Bardzo śmieszne, Ariel. - odparł.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. - zaśmiałam się znowu, a po chwili usłyszałam śmiech, który po chwili przerodził się w jeden wielki rechot. W drzwiach stał rozbawiony Alex, który trzymał się za brzuch. Zanim podążała Rozalia, która uśmiechała się lekko.
-Zawsze mówiłeś, że się z nią ożenisz. - odparł prawie płacząc niebieskowłosy.
-To kiedy ślub? A może już był? - odparłam próbując stłumić śmiech, ale ciężko mi to wychodziło. Armin zrobił się czerwony i zmieszał się lekko, ale po chwili zaczął się śmiać razem z nami. Uspokoiliśmy się po jakiś 10 minutach, akurat na dzwonek. Wysłałam, więc karteczkę Arminowi.

'Czemu mnie nie zaprosiłeś na ślub? A zawsze marzyłam, żeby być druhną.'

Po chwili kartka z powrotem do mnie wróciła.

'Za wysokie progi dla ciebie. Plebsu na takie ważne uroczystości nie zapraszam. ' 

Prychnęłam i szybko napisałam.

'Ah...No dzięki, że uważasz mnie za PLEBS. A swoją drogą to i tak bym nie przyszła na tą twoją stypę.' 

Znów podałam karteczkę do Rozalii, która podała ją Arminowi. To dziwne, że akurat ona siedzi z czarnowłosym. Nigdy jakoś ze sobą zbytnio nie rozmawiali, a to przeważnie ja, Alexy i Lysander z nią siedzimy. Rozejrzałam się po klasie. Nigdzie nie zauważyłam Kastiela, ani Lysa.
Ciekawe gdzie oni się podziali. Moje rozmyślanie jednak przerwał Kentin waląc mnie w głowę ołówkiem. Zgromiłam go wzrokiem. Podał mi kartkę od Armina.

'Skończ już. Łamiesz moje serce i moje zdolności do robienia 'styp'.'

Nie chciało mi się już odpisywać, więc wrzuciłam karteczkę do plecaka. Wsłuchałam się w śpiew ptaków za oknem, ponieważ nasza lekcja była tak interesująca, że nikt jej nie słuchał. Połowa ludzi grała na telefonach, których nasz nauczyciel nie zauważył. Nie wiem czy on jest ślepy czy jak?

Wróciłam znowu myślami do pewnej czerwonej małpy, która coraz bardziej mnie intryguje. Wszystkich, którzy są w odległości min. 30 metrów mierzy z nienawiścią i chęcią mordu albo przechodzi obojętnie nie zwracając na ludzi, którzy go wołają. Wszyscy nadal mi powtarzają, że jest on arogancki, bezczelny, chamski i wykorzystuje każdą napotkaną laskę. Ale ja nie widzę tego. Odkąd go tylko spotkałam jest cichy, miły i opiekuńczy. No może z tym cichym to przesadziłam. Jedynie dla Amber jest niemiły, ale wcale nie jest mi jej szkoda. Ma franca za swoje durnowate zachowanie. Nie mam bladego pojęcia co chce ode mnie ta blond cizia. Może potajemnie podkochuje się we mnie i chce wzbudzić swoim zachowaniem moją uwagę.
Jezu, o jakich głupich rzeczach ja myślę. Mentalnie strzeliłam sobie facepalma z otwartej ręki. Ja i mój dedukcyjny tok myślenia. Czekaj, czekaj, a jeśli ona jest zakochana w Lysie albo Kastielu. To by wyjaśniało fakt czemu się na mnie uwzięła. Czyli mamy sprawcę tego dlaczego się na mnie uparła. No, ale poważnie dlaczego akurat ja.
Zachichotałam na myśl, że Amber mogła być w moich myślach lesbijką. Ken spojrzał się na mnie jak na wariatkę i znowu pacnął mnie ołówkiem w głowę. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.

 -Jak ja cię zaraz pacnę to cię chirurg-ortopeda do trumny nie złoży. - odparłam masując bolące miejsce.
-Znając ciebie to po drodze się wywrócisz. - zaśmiał się.
-Weź już się ogarnij z tym, bo przynudzasz.
-Ale zdajesz sobie sprawę, że wasza sprzeczka jest na gorącej liście ploteczek szkoły.
-Wiem. - spuściłam głowę i zaczęłam skrobać dziurę w ławce. -Ale to nie moja wina, że ona mnie nie cierpi. Ja nic do niej nie mam.
-Wiesz... - zaczął zielonooki. - ...Ona kocha się w Kasie od chyba zerówki. Tak przynajmniej mówił Alexy, który z kolei dowiedział się od naszej największej i najbardziej znanej gaduły w szkole, czyli krótko mówiąc Rozalii.
-Ona przebija czasem Peggy. - zaśmiałam się na myśl o dwóch dziewczynach, które razem przegadały by całe grono pedagogiczne i sprawiły by, że skoczyliby z mostu. Ucieszyłam się też, że zgadłam co do tego, że Amber jest zakochana, bo naprawdę przerażała mnie myśl o lesbijskich sprawach, które mogłaby zrobić.
-Widzę, że panna Ariel już czuje się lepiej?- odparł nauczyciel.
-Tak, panie psorze. - schowałam swoją twarz w kaskadzie włosów.
-Więc czy mogłaby pani oszczędzić mi mojego głosu i nie przerywać lekcji. - powiedział zdenerwowany i powrócił do swojego monologu, gdy skinęłam głową na znak, że już się zamknęłam.
Po ostatniej lekcji, która była niczym monotonna gra w warcaby udałam się do samochodu Jonego. Zadzwoniłam po niego w czasie ostatniej przerwy.
-Cześć Ciamajdo. - wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
-Przysięgam jeśli jeszcze raz ktoś tak powie... - nie dokończyłam swojego zdania, ponieważ wtrącił się mi w słowo.
-To powiesisz się na spinaczu? - odparł śmiejąc się, a ja wykrzywiłam usta w grymasie zaskoczenia.
-To skoczę z mostu. - odparłam zirytowana.
-Muszę cię zmartwić. W tym oto uroczym miasteczku nie ma mostu. - wyciągnął rękę, by pokazać gestem miasto ciągnące się wokół nas.
-To teraz mnie zdołowałeś?! - wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, a wraz ze mną mój kuzyn.
Po jakiś 10 minutach chaotycznego śmiechu, który trwał aż do naszego domu. Wysiadłam z wozu i powędrowałam od razu na kanapę, rozwalając się jak stary menel w śmietniku.
-Ściągnij łaskawie te buty. Zabrudzisz mój perski dywan. - zaśmiał się Jony wchodząc do salonu z siatkami wypełnionymi produktami.
-Skąd dowiedziałeś się o dzisiejszym incydencie? Nie przypominam sobie, żebym ci o nim wspominała.
-Dowiedziałem się od Rozalii. - wzruszył ramionami i udał się do kuchni.
-Szybsza niż internet.- powiedziałam sama do siebie. Później zjadłam przygotowaną kolację przez Jonego i poszłam wziąć długi prysznic przez, który później zostałam zbełtana przez mojego kuzyna. Głupi myślał, że się tam utopiłam. Chciałby, żeby tak było. Po wykłóceniu swoich racji udałam się do łóżka. Odpłynęłam w przeciągu kilku minut. Byłam wyczerpana całym tym dniem.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nie zbełtajcie mnie za moje błędy, bo jestem totalną błędziarą forever! -.- Może teraz lepiej to napisałam? ;) Chyba z moim pisaniem nie jest tak źle co?
Jeśli ktoś byłby chętny na poprawienie moich wypocin byłaby wdzięczna :D 


Uwaga! Ruszyłam dupsko i zaczęłam pisać! :D 
Odwiedzajcie mnie też na wattpadzie <3