19 stycznia 2016

Rozdział 15 ♥

   Biegłam niczym szaleniec uciekający przed ścigającym jego wyrokiem. Musiałam się dowiedzieć kto dzwonił do Jony'ego. Mijające mnie osoby spoglądały na mnie z gniewem, gdy potrącałam co drugą osobę.
Przepraszałam ich tylko krótkim współczującym spojrzeniem skierowanym na ich poturbowaną sylwetkę.
Dobiegając do furtki czułam skutki mojego maratonu. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, oczy chciały mi wylecieć, mój oddech był tak nierównomierny, że możliwe iż wyzionę ducha. Lecz musiałam się dowiedzieć pewnych rzeczy.
-Co ty tu robisz? Stało się coś?! - dopadł mnie Jony, gdy przekraczałam próg mieszkania. Łapałam powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody.
-Zapowietrzyłaś się? - spytał głupkowato się uśmiechając. Zaraz nie będzie ci tak do śmiechu.
-Kto do Ciebie dzwonił. - wypowiedziałam każde słowo z taką zaciętością, że nawet sama zdziwiłam się na mój groźny ton.
-Spokojnie odpocznij, wyluzuj siostrzyczko. - zaśmiał się udając głupiego, ale ja dokładnie wiedziałam, że mój ukochany kuzyn coś ukrywa. Gdy próbował mnie okłamywać zaczynał do mnie mówić siostrzyczko.
-Jony proszę nie okłamuj mnie. Wiem z swoich źródeł, że dzwonił ktoś do ciebie i pytał o MNIE?! - ostatnie słowo wręcz wykrzyczałam. -Pytam się jak ktoś się dowiedział, że żyje?!
-Nie mam bladego pojęcia. - oparł się o futrynę drzwi, ponieważ nadal staliśmy w korytarzu. - Chodź do środka to ci powiem.
Jony nieśpiesznie udał się do salonu, gdzie z wielkim łomotem opadł na kanapę. Udałam się za nim nie spuszczając z niego swojego wzroku. Chłopak spojrzał na mnie z wymalowanym żalem i smutkiem.
-Dowiedzieli się, że jednak nie umarłaś. - zaśmiał się ponuro jakby naprawdę wierzył w to, że umarłam.A mną wstrząsnął zimny dreszcz, który przebiegł mi wzdłuż kręgosłupa.
-W jaki niby sposób? - mruknęłam gniewnie tak, że moja wypowiedź brzmiała jak warknięcie.
-Robisz mnie za jakąś cholerną wróżkę. Niby skąd mam wiedzieć, że twój popierdolony ojciec się dowiedział? - odparł się rękoma i stęknął jakby z rezygnacją.
-Jony. - głos mi się załamał i byłam już pewna, że nie ukryje moich łez.
-Nie rycz, głuptasie. - wstał i otarł mi ściekające łzy. - Nie zabiorą cię. Jak zaczniesz wymachiwać tymi swoimi chudymi nogami i rękoma w ten swój karatekowy sposób do dadzą ci spokój.
Zaśmiałam się na dobór jego słów. Faktycznie trenowałam karate gdy byłam młoda, ale zapewne teraz już nie pamiętam ani jednej techniki. Mimo wszystko poprawił mi tym odrobinę humor.
-Wiesz, że teraz znów muszę wyjechać.
-Wiem. - odparł smętne spoglądając mi prosto w oczy. Jego wyrażały ogromny smutek, ale także złość na moich rodzicieli, którzy wyrządzili mi tyle złego. Przytuliłam się do niego najmocniej jak umiałam. Czułam pod sobą wyrobione mięśnie, które przez lata rzeźbił by podrywać ponętne dziewczyny.
-Więc chyba będę się zbierać. - westchnęłam próbując się wyswobodzić z objęć chłopaka, ale on zacisnął je jeszcze bardziej.
-Jeśli się ruszysz nie jedząc mojego obiadu to przysięgam odgryzę ci ucho. - powiedział ponurym tonem patrząc mi groźnie w oczy, a ja zaśmiałam się z jego durnej wypowiedzi.
-Jesteś głupi.
-Chcesz sprawdzić? - zaśmiał się i zaczął przybliżać swoją twarz do mojego ucha.
-Tylko spróbuj, a cię obślinię. - ostrzegłam grożąc mu palcem.
Po skończonym obiedzie, na którym musiałam koniecznie być i zjeść go w dwukrotnej porcji, postanowiłam się spakować. Moja podróżna walizka, którą kupiłam za kieszonkowe od Jona wyglądała na dość praktyczną na praktycznie potrzebne rzeczy. Nie brałam ich za dużo, ponieważ dobro materialne nie jest mi do niczego potrzebne. Chodziłam już ze schodów, gdy usłyszałam znajomy mi głos.
  Kastiel.
Jak najszybciej umiałam wpakowałam się do mojego pokoju, który już tak na prawdę nie jest mój. Będzie mi go brakować. Usłyszałam śmiech wydobywający się z salonu. Do oczu napłynęły mi łzy, ale postanowiłam je otrzeć i zejść na dół. Zatrzymałam się przy schodach by po raz ostatni spojrzeć na moją szczęśliwą bańkę, która przez chwile była moim idealnym życiem. Ale zaraz dogoniła ją moja makabryczna przeszłość i puuufff bańka pękła. Zostawiłam walizkę przy wejściu, żeby Kas nie nabrał jakichkolwiek podejrzeń. Wchodząc do salonu napotkałam oczy, w które mogłabym gapić się przez wieczność.
-Cześć Kastiel. - powiedziałam najciszej jak mogłam.
-Cześć Ariel. - odpowiedział z wielkim uśmiechem, który nie wiedzieć czemu odwzajemniłam.
-To ja was zostawię samych. - odparł Jony, który doskonale wiedział iż pragnę z całego serca się z nim pożegnać. Chwilę po tym byłam w ramionach Kastiela, który właśnie namiętnie mnie całował.
Ostatni nasz pocałunek.
Pożegnalny pocałunek, o którym wiem tylko Ja.

***
Po jakiś 15 minutach, a może i dłużej przyszedł Jony. Więc odsunęłam się od Kastiela, który właśnie spoglądał w moją stronę z mieszanką radości, pożądania i zaskoczenia.
-Dzwonił Lys i potrzebuję cię TERAZ i NATYCHMIAST w swoim domu. - zaakcentował te dwa słowa z taką mocą, że uznać by było można, że Lysander nakreślił mu takie polecenie. Znając Kasa to poszedł by tam za jakąś godzinę.
-Co chce znowu ta ciapa? - odchylił głowę do tyłu z jękiem.
-Mówisz tak o swoim przyjacielu. - fuknęłam na niego.
-Kocham go jak brata, ale przez jego szybko rozrastającego się alzheimera może niedługo zapomni się ubrać do szkoły. - zaśmiał się czerwonowłosy na co Jony wybuchł śmiechem.
-On ma alzheimera, a ty masz nieuleczalną głupotę. - rzuciłam w jego stronę z złośliwym uśmiechem.
-To nie jest uleczalne. - dopowiedział Jony, który od razu oberwał poduszką w głowę. Chłopak zaśmiał się i złapał ją w locie. Kastiel pożegnał się z nami nieco zbyt długo wgapiając się we mnie jakby chciał się czegoś dowiedzieć po czym bez słowa pocałował mnie krótko w usta. Czyli to jest nasz ostatni pocałunek.

***
Staliśmy już w holu, gdzie miałam rozpocząć w swoją wędrówkę po świecie jak bezpański pies.
Jony stał z założonymi rękami patrząc na mnie czułym wzrokiem, który wyrażał ból, współczucie i pewnego rodzaju złość.
-Gdzie zamierzasz pójść? - odparł po dłuższej chwili, która dla mnie mogłaby być wiecznością.
-Jestem uciekinierką, Jony. To jest moje życie.






















27 listopada 2015

Rozdział 14 ♥

 Przez cały weekend śnił mi się ten sam horror, który spotkał mnie kilka lat temu. Zrywałam się wtedy z łóżka i dostawałam takiej paniki, że roztrzaskałam komodę i prawie wyskoczyłam przez okno. Na szczęście do pokoju wpadł Jony, który uratował mnie przed tym. W mojej głowie było zbyt dużo myśli i złych wspomnień, które powracały z trzykrotną siłą z każdą chwilą gdy próbowałam usilnie zapomnieć. Jony przez całą noc czuwał nade mną i pomagał mi zapomnieć. Ale przeszłość nigdy nie zostawi nas w spokoju. Będzie za nami chodzić, aż dopadnie człowieka i zniszczy go doszczętnie.
***
Rano obudził mnie śpiew ptaków. No ale to oczywiste, bo przez otwarte okno dochodziły różne odgłosy gwaru i hałasu przejeżdżających samochodów. Spałam w dość nie wygodnej pozycji, ponieważ nadal tkwiłam przytulona do Joniego.
-Hej wstawaj!- wydarłam się mu do ucha.
-Jeszcze 5 minut.- mamrotał.
-A kto mi zrobi śniadanie?- spytałam przeciągając ostatni wyraz.
-Aż tak ci posmakowały moje śniadanka?- podniósł się uradowany.
-No pewnie! Nikt nie robi tak pysznych śniadanek.- uśmiechnęłam się pogodnie.
-Dobrze ty lizusie. To już idę ci robić.- wstał.- Co powiesz na bekon i omlet?
-Brzmi pysznie.
I wyszedł z wielkim bananem na twarzy. A ja udałam się ubrać. Podeszłam do szafy i wybrałam czarną koronkową bluzkę, a do tego czerwoną mocno rozkloszowaną spódnicę. Ubrania wzięłam do łazienki. Dzisiaj postanowiłam, że umaluję się tak jak zawsze, czyli tusz, kredka pod oczka, puder (by zamaskować tego wielkiego siniaka) i kreska eyelinerem. Włosy zostawiłam w moim artystycznym nieładzie.
Zeszłam na dół i zjadłam przygotowane śniadanie. Do szkoły tym razem szłam sama, co mnie mocno zdziwiło. Nagle sobie przypomniałam, że dzisiaj mamy na 10.35. Przywaliłam sobie mentalnie w ten czerwony łeb. Jaka ja jestem głupia, jak można o tym zapomnieć. Ale postanowiłam się przejść do parku i tam spędzić tą godzinę. Usiadłam więc na ławce przy fontannie. Rozłożyłam się i zaczęłam rozkoszować się ostatnimi promieniami słońca. Usłyszałam szczekanie, ale nie przejęłam się tym.
-Kogo my tu mamy?- zapytał Kastiel.
-Cześć rudzielcu.- uśmiechnęłam się, ale nadal miałam zamknięte oczy.
-Cześć małpiatko. - dociął chłopak.
-Mogłabym cię spytać o to samo?- otworzyłam oczy.
-Wyszedłem na spacer z Demonem.- podrapał się po skroni.
-Masz psa!- zerwałam się z miejsca tak, że prawie upadłam na swoje cztery litery.
-Ale ekscytacja.- zaśmiał się.
-Gdzie on jest?
-Widzisz tego psa, który właśnie do nas biegnie?
-Ale kawaii!- dalej go nie słuchałam tylko podbiegłam do psa i zaczęłam się z nim bawić. Kastiel podszedł do nas.
-Dziwne.- odparł.- Zazwyczaj na wszystkich warczy, nawet na Lysa, a przecież on jest częstym gościem u mnie.
-Może wyczuł, że jestem fajna. Podobno psy wyczuwają kto jest dobry, a kto nie.- stwierdziłam.
-Twierdzisz, że Lysander jest zły?
-Lys jest najfajniejszym człowiekiem jakiego spotkałam.- powiedziałam.
Kastiel zrobił dziwną minę, ale nie odezwał się słowem. Bawiłam się z Demonem, aż Kastiel podszedł do mnie bardzo, ale to bardzo blisko i zapytał.
-Podoba ci się Lysander?- zapytał tak szybko, że ledwo co zrozumiałam jego słowa.
Zamarłam. I co by mu tu odpowiedzieć.
-Skąd ci takie pytanie przyszło do głowy?
-Odpowiesz?- jego ton był chłodny.
-Szczerze?
-Szczerze.
-Nigdy się nie zastanawiałam nad tym, kto mi się podoba. Lysander jest bardzo miły, fajnie mi się z nim rozmawia, jest czuły i słodki. Jeśli tak by się zastanowić to tak. Podoba mi się. Ale nie tylko on.
-A kto ci się jeszcze podoba?- zapytał.
-A co ty tak nagle interesujesz się mną? Podobam ci się czy co?
-Tobą? Takim strasznie wkurzającym mikrusem.- roześmiał się chłopak, ale ja wyczułam, że kłamie.
-Jesteś słodki gdy jesteś zazdrosny.- odpowiedziałam.
-Ja zazdrosny? O kogo? O ciebie?!- roześmiał się jeszcze bardziej fałszywie.
-Dobra skończmy ten bezsensowny temat.- powiedziałam i spojrzałam na zegarek. Zerwałam się na równe nogi.- Już tak późno. Spóźnimy się do szkoły.
-Aż tak ci się śpiesz?
-Ostatnio dwa razy się spóźniłam na lekcję z panią Minque i nie chce przeżywać jej kazania jeszcze raz, a tym bardziej ponownie iść do dyrki.
-Muszę ci powiedzieć, że Minque przy Montannie to wychodzi bardzo słabo. Ale masz rację chodźmy.
-Ty wielki wagarowicz?- zaczęłam się z niego nabijać.
-Jak ta baba krzyczy to mam ochotę w nią czymś walnąć.Jest wkurzająca.
-Co racja, to racja i jeszcze pluje.
-Opluła cię. O bleeee.- zrobił zniesmaczoną minę.
Kastiel musiał iść odprowadzić psa do domu. Ja natomiast ruszyłam do szkoły. Przechodziłam właśnie przez pasy, gdy przy kawiarni zobaczyłam znajomą twarz. Rozalia pomachała do mnie z wielkim bananem na ustach.
-Nie uwierzysz?! - wykrzyczała na powitanie.
-Sprzedajesz gorące newsy 'a la Rosalia' - zaśmiałam się za co dostałam torebką przepełnioną książkami i kosmetykami. Chodź wątpię by kiedykolwiek Rozalia użyła chodź kilku z nich. Jest naturalnie piękna.
-Nie żartuj sobie. - oburzyła się.
-No już dobrze. - wywróciłam oczami i opadłam na ławkę przy której nagle się znalazłyśmy.
-Twój kuzyn jest gejem. - zakrztusiłam się powietrzem, by po chwili wybuchnąć śmiechem.
-Że co ty opowiadasz?! Przecież on ma dziewczynę. - oparłam po dłużej chwili, gdy przestałam już śmiać się jak wariatka.
-Mówię poważnie, słyszałam to na własne uszy.
-Rozalio... - złapałam ją za rękę, ale ona wyrwała się.
-Mówił do kogoś przez telefon, że ma się nigdy więcej nie pojawiać w jego życiu, ani w żadnym wypadku nie szukać ich.
-Ich? - odparłam z zdziwieniem.
-No ciebie i Jony'ego. Przepraszam źle dobrałam słowa. - zaśmiała się z zakłopotaniem.
-Jak to mnie? - wystraszyłam się, bo doskonale zdawałam sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie mogę wciągać w to Rozalię, bo to nie jest na jej nerwy.
-No ciebie... myślałam, że wiesz.
-Przepraszam Cię, muszę iść. - ruszyłam tak szybko jak to było możliwe. W tle nadal słyszałam krzyczącą białowłosą, ale nie interesowało mnie to w tej chwili. Najważniejsze teraz było dowiedzieć się kto dzwonił do Jony'iego i dlaczego ten ktoś wie, gdzie ja jestem. Przecież doskonale zamaskowałam swoje dawne życie. Przecież idealnie upozorowałam swoją śmierć.


Rysunek pod tytułem "Co nuda na lekcji robi z człowiekiem."

12 września 2015

Rozdział 13 ♥

 Ten poranek zaczął się dla mnie fatalnie. Może to uroki piątku 13 albo mojej totalnej niezdarności, która pozbawiła mnie mojej ukochanej komórki. A wszystko przez to, że zaspałam. A może wstałam nie tą nogą co trzeba? Najchętniej znów położyłabym się w moim cieplutkim łóżeczku i przespała cały dzień, a zamiast tego siedzę z roztrzepanymi włosami na lekcji matematyki z panną Montanną.

-Panno Królowo Kier czy byłaby pani tak łaskawa mnie posłuchać chodź przez minutkę? - odparła nauczycielka zakładając ręce na piersi i lustrując mnie z wyższością.

Panna Montanna nigdy nie była zbyt uprzejma, zawsze odzywała się z wyższością do każdego nawet do naszej landrynkowej dyrekcji. Była farbowaną szatynką, której siwe włosy widać było aż z kilometra. Usta pomalowane na jasny róż i lekko skrzywiony nos zawsze zdradzał jej niechęć do ludzi. Ubrana zawsze w czerwony żakiet, z którym wręcz nigdy się nie rozstawała i czarną spódnice chodziła niczym tornado po szkolnych korytarzach. Nie muszę już mówić, że była fanką "Alicji w Krainie Czarów". Gdy tylko jej wyblakłe oczy spojrzały na mnie od razu wiedziałam, że nie przypadniemy sobie do gustu. Na pierwszej lekcji zaczęła na mnie mówić 'Panna Królowa Kier' lub w skrócie 'Kierko'. Z resztą nie tylko mnie dręczy swoimi kiepskimi przezwiskami. Lysander podpadł jej spóźniając się na lekcje i teraz jest nazywany 'Spóźnialskim Królikiem', a Rozalia za swoją opieszałość i cięty język 'Kapelusznikiem'. Zaś najlepsze zostawiłam na koniec, ponieważ Pannie Montannie spodobał się zadziorny uśmiech Kastiela, który przypominał jej ulubioną postać 'Kota z Cheshire', więc zaczęła go przezywać 'Panie Kocie' albo 'Cheshiruś'.

-Oczywiście, panno Montanna. - odpowiedziałam wiedząc, że nienawidziła jak się do niej tak zwracało. Jej przyszły mąż uciekł w dniu ich ślubu. Z resztą nie dziwię się. Godzina z tą babą, a już mam ochotę wyskoczyć z okna i powyrywać wszystkie włosy. Mierząc mnie zabójczym wzrokiem postanowiła dalej prowadzić lekcje.

-To sobie teraz nagrabiłaś, Kierko. - zaśmiał się Kastiel, który siedział za mną. Pochylił się lekko, żeby powiedzieć coś jeszcze, ale niestety nie zdążył.

-Cheshiruś czy mógłbyś nie rozmawiać na lekcji? - odparła uśmiechając się słodko, a ja już nie wytrzymałam i wybuchłam histerycznym śmiechem prawie tarzając się po podłodze. Reszta klasy postanowiła tylko zaśmiać się lekko, ale widząc kipiącą ze złości Montanne natychmiast odpuścili.

-Mam cię już dość?! TY AROGANCKA DZIEWUCHO!!! - jej twarz przybrała kolor buraczka, a ręce trzęsły się ze złości. Śmiałam się jeszcze bardziej, a jedyną osobą, która mnie wspierała siedziała za mną i miała z tego niezły ubaw.

-DO DYREKTORA!!! - wykrzyczała, a ja nadal podśmiewając się ruszyłam w kierunku drzwi.

-Już idę, panno Montanno. - odparłam już prawie wychodząc z klasy. - Do widzenia, P-A-N-N-O Montanno.

Gdyby oczy mogły zabijać to już dawno bym umarła i to chyba z 30 razy. W pośpiechu opuściłam salę, w której było aż słychać krzyki mojej nauczycielki. Biedni teraz się będą z nią męczyć przez jakieś 30 minut.
Szłam pewnym krokiem do naszej landrynkowej dyrekcji. Po zapukaniu i usłyszeniu cichego proszę weszłam niewinnym krokiem do gabinetu.

-Dzień Dobry. - odparłam wymuszając się na zbyt mocno przesłodzony uśmiech.

-Ariel. - powiedziała dyrektorka patrząc na mnie spod okularów. - W tym tygodniu to już piąty raz kiedy przychodzisz do mnie, a jest dopiero środa.

-Co ja poradzę, że panna Montanna mnie nie lubi, proszę pani. - odparłam ze smutną miną. Czas zacząć grę, bo znowu Landryna wezwie do szkoły Jonathana. A wtedy to ja dopiero będę miała jesień średniowiecza.

-Ariel ja cię proszę po raz setny nie rozrabiaj. - przerwała, żeby spojrzeć na mnie karcącym wzrokiem. - Jesteś kobietą, a to nie przystoi kobiecie takie łobuzowanie.

-Proszę pani, ja się poprawię tylko niech pani nie wzywa Jonathana do szkoły. - powiedziałam z udawaną skruchą, ale w duchu śmiałam się z mojej dobrej gry aktorskiej. Dyrektorka westchnęła ciężko i przecierając oczy mruknęła.

-Jesteś wolna, ale jeszcze jedna wizyta u mnie w sprawie panny Montanny, a zostaniesz zawieszona.

-Dziękuję Pani bardzo. - uśmiechnęłam się promiennie i dziękując kilkakrotnie wyszłam podskakując. Przybiłam sobie w myśli piątkę. Dopiero po chwili zauważyłam, że spędziłam w gabinecie prawie całą lekcję i teraz jest przerwa.

-Zostałaś zawieszona? - przede mną niczym ninja wyrosła Rozalia.

-Nie. - odpowiedziałam uśmiechając się z dumą wymalowaną na twarzy.

-Dzięki Tobie mamy zadaną prawie całą książkę od matmy! - odparł zbulwersowany Kentin.

-Nie musisz dziękować. - zaśmiałam się.

-Nasz mały czerwony szarlatan w końcu pokazał rogi. - powiedział Kastiel, który nonszalancko oparty o ścianę, uśmiechał się zadowolony.

-Zawsze je miałam tylko Ty ich nie widziałeś. - ścisnęłam ręce próbując opanować złość, która we mnie krążyła. Nikt jeszcze mnie tak nie nazwał od tamtego czasu, nikt prócz Wiktora nie miał prawa tak do mnie mówić. Nikt prócz niego nie mówił tego głupiego słowa.

Szarlatan.

Wciąż dudniło mi głowie.


16 lipca 2015

LBA ♥

Wielkie dzięki dla Let is Die! Naprawdę byłam w szoku, że wogóle ktoś zechciał mnie nominować <3

1. Skąd pomysł na bloga? I dlaczego akurat w takim temacie?
  
 Pewnego razu wpadłam na taki pomysł, żeby napisać bloga o moich ulubionych bohaterach z "Słodkiego Flirtu". To był mega spontan, ponieważ ja nigdy nawet nie brałam się za pisanie. Czytałam meeega dużo opowiadań i jakoś mnie tak ochota naszła. Czemu w takim temacie? Tego to ja sama nie wiem.

2.Jakiego typu książki czytasz?

 Jestem maniaczką książek pachnących elektroniką, czyli krótko mówiąc e-bookami. Najlepszą do tego stroną jest wattpad. Gorąco polecam tę stronkę. 

3.Jakie filmy/książki możesz polecić?
  
  "Gwiazd naszych wina" <----- Najlepsiejszy ♥ Ryczałam chyba z godzinę.
   "Dom latających sztyletów" 
   "Dary Anioła" Wszystkie części książek, a film powala ♥
   "3 metry nad niebem" Książka i film tak samo genialne <3
   "Angelfall" Dopiero czytam, ale najlepsiejsza na świecie! ♥
   "Rywalki" i reszta części książki <3
    "Dotyk Julii" świetna! ^.^
Znam jeszcze dużo książek, ale teraz jakoś tytuły mi wyleciały z głowy...
    
4.Ulubiony cytat?






5. Gdybyś była owocem, to jakim?
   
 Kocham pomarańczę, więc chciałabym nią być ^.^

6.Grasz/chciałabyś grać na jakimś instrumencie?

Umiem grać na flażolecie, flecie, dzwoneczkach i to by było na tyle. 
7. Lubisz robić zdjęcia? Jeśli tak, to czego?

Uwielbiam robić zdjęcia. Kiedyś gdy byłam mała to chciałam zostać fotografem.
Najlepiej to czegoś co jest ulotne. A każda chwila jest ulotna.

8. Zakochałaś się kiedyś w postaci fikcyjnej? Jeśli tak, to w jakiej?

Najbardziej zakochana byłam w postaci z "Darów Anioła". Był nim Jace Lightwood "Wayland" (Herondale). Jest to mój wyśniony ideał. ♥

9.Grasz w gry? Jak tak, to w jakie?
Bardzo lubię gry. Najczęściej gram na xboxie w KSW lub na tablecie np. "Injustice", "Wiedźmin Arena", "Sims"

10. Gdyby jutro miało nie nastąpić i byś o tym wiedziała, to co byś zrobiła?

Wyznałabym miłość, skoczyła z spadochronu itp. Zrobiłabym coś mega szalonego! ♥

11. Jakiej muzyki słuchasz?

Wszystkiego po trochu, ale najczęściej rapu i pop'u.


Następną nominację dostałam od Emila Yasminne Bley  ♥ 

1. Jakie jest twoje drugie imię?

Nie posiadam drugiego imienia ;(

2. Umiesz grać na jakimś instrumencie? Jeżeli nie to na jakim chciałabyś się nauczyć? 

Chciałabym się nauczyć grać na gitarze. 

3. Wymarzona praca?


Chce zostać profesjonalną fotografką <3 Zawsze marzyło mi się sykanie zdjęć na ślubie!


4. Co byś zrobiła, gdybyś mogła sama siebie stworzyć?


Hmmm. Moje oczy stałyby się czysto niebieskie. Włosy byłyby bardzo długie i lekko podkręcone.

Z wyglądu to wszystko, chyba. A z charakteru raczej zmieniać bym się nie chciała. Może bym chciała być troszeczkę odważniejsza.

5. Skąd wzięłaś pomysł na bloga?


Tak jakoś sam mi do głowy wpadł. :D


6. Jaką postać fikcyjną byś ożywiła? 


Wszystkich superbohaterów, których stworzył Marvel ♥


7. Znajdujesz starą lampę, pocierasz 3 razy i wylatuje z niej dżin, jakie są twoje 3 życzenia?


 1. Stworzyć wszystkie postacie, które są w mojej wyobraźni (elfy, anioły, demony, wampiry itp.)

 2. Posiadać moc każdego stworzonej istoty.
 3. Zbudować pałac i rządzić w tym nowym świecie.

8. Wolisz, nigdy nie zaznać miłości czy przyjaźni?


Trudne pytanie. Ale raczej wolałabym nie mieć.... jednak nie. Nigdy nie wyobrażałam sobie nie żyć bez jednego i drugiego. Może kiedyś powiedziałabym, że mogłabym żyć bez miłości, ale tak naprawdę nikt nigdy nie chce być samotny. Przyjaciele nie są na zawsze. Byle jaki wielki incydent i mogą zostawić ciebie na pastwę losu z resztą to samo tyczy się miłości. Przychodzi i odchodzi, ale czasem pozostaje, aż do naszej śmierci.


9. Jakie zwierzę cię charakteryzuje?


Czujna jak gepard.

Uparta jak osioł.
Szalona jak stado dzikich antylop.
Szlachetna jak lew.
Zwariowana jak krejziii małpa xD
Społeczna/przyjacielska jak surykatka.
Sprytna jak lis.
Drapieżna jak kociak.

10. Czy usunęła byś teraz bloga? 


Raczej nie.


Nominuję;


Emila Yasminne Bley  

 Let is Die ♥ 

Nataria ♥

Mizuki Harusawa 

Sanguine Rosse ♥ 

Zu Za ♥ 

Weronika Jessika ♥ 

Aga Pass ♥ 

Afrodyta Julianna ♥ 


Pytania :D

1. Jeśli byłaby taka możliwość to jaką super moc chciałabyś posiadać?
2. Ulubiona postać z kreskówki lub anime?
3. Jaką muzykę polecasz?
4. Masz jakieś zwierzę, jeśli tak to jakie? Jeśli nie to jakie chciałabyś mieć?
5. Najskrytsze marzenie?
6. Ulubiona istota magiczna? 
7. Jaka jest twoja ulubiona książka, którą poleciłabyś każdemu?
8. Masz inne blogi?
9. Zareklamuj tu kilka naprawdę świetnych (skończonych) opowiadań, które przeczytałaś.
10. Czy jest coś, czego nie lubisz w blogowaniu? Jeśli tak, co to jest?




15 lipca 2015

Rozdział 12 ♥

  Zerwałam się jak poparzona słysząc przeraźliwy dla ucha dźwięk. Wyskoczyłam z łóżka i pędem pobiegłam w miejsce huku. O mało przy tym nie zabijając się przy ostatnim schodku, weszłam do kuchni.
Na samym środku ujrzałam cały stos potłuczonej porcelany. Mój oddech zatrzymał się w gardle i z trudem przełknęłam ślinę. Spojrzałam na mojego kuzyna z wielkimi oczami przepełnionymi strachem, ale też i ulgą.
Chłopak spojrzał na mnie wystraszony, ale po chwili uśmiechnął się przepraszająca i wskazał palcem na osobę stojącą obok niego. Okazało się, że obok Jonego stoi nie kto inny jak Kastiel.
-To jego wina. - powiedział pokazując palcem na czerwonowłosego. Zaśmiałam się na widok zbolałej miny Jonego i zdezorientowanej Kastiela.
-Wcale, że nie. - skrzyżował ręce i spojrzał wymownie na Jonego. - To ty chciałeś to wszystko przenieść na raz.
-To czemu w cholerę mi nie pomogłeś?
-Boś się darł, że ty jesteś MĘŻCZYZNĄ, a nie babą i dasz sobie radę. - uśmiechnął się łobuzersko, a Jony stracił już ten swój zapał i gdyby był małą dziewczynką zapewne tupnął by nogą ze złości.
-Gorzej niż dzieci. - odparłam trzymając się za brzuch. Brązowooki spoglądał na mnie tajemniczym wzrokiem, a jego usta wykrzywione były w jakiś dziwny grymas.
-Cześć Kastiel, dawno cię nie widziałam. - moje ręce powędrowały na wysepkę, o którą aktualnie się opierałam.
-Cześć Ariel. - odpowiedział i uśmiechnął się w ten swój łobuzerski sposób. Jaki on ma pociągający uśmiech, w którym można by było się wpatrywać w wieczność.
-Ariel, pomożesz sprzątać? - chrząknął brązowowłosy wyprowadzając mnie z transu.
-Sam narobiłeś bałaganu to sprzątaj. - odparłam nonszalancko wymachując rękom.
-To sama robisz sobie śniadanie. - powiedział z uśmiechem zwycięstwa, ponieważ doskonale wiedział, że nie potrafię nawet pokroić pomidora.
-Jonuś noooooo nie bądź taki. - wstałam i zarzuciłam mu ręce na szyję, uwieszając się na nim całym ciężarem.
-Idź szukaj debila, który ci zrobi śniadanie gdzie indziej. - spojrzał wymownie w stronę Kastiela, który grzebał coś w swoim telefonie. Uśmiechnęłam się chytre i w mgnieniu oka znalazłam się na plecach czerwonowłosego. Chłopak zachwiał się i zapewne wylądowalibyśmy na ziemi, gdyby nie przytrzymanie się Kasa o stołek od wysepki. Niestety komórka nie miała tyle szczęścia i upadła z hukiem na podłogę.
-Głupia jesteś czy tylko udajesz? Mało brakowało, a liznąłbym czołowe z podłogą. - odparł z irytacją łapiąc mnie za nogi bym nie upadła.
-Prze lizałbyś się z podłogą, a Ariel by cię od tyłu wzięła. - nabijał się brązowowłosy.
-Takie śmieszne, że aż wcale. - skrzywiłam się na oschły ton czerwonowłosego, ale po chwili na mojej twarzy powstał lekki uśmieszek.
-Skończycie już tą dziecinadę. Niech jeden to posprząta, a drugi zajmie się moim śniadaniem. Przez wasze sprzeczki spóźnię się do szkoły, a mi przynajmniej zależy, żeby chodzić do tej wspaniałej instytucji.
  Posłałam im spojrzenie mówiące 'Zero sprzeciwu, bo łby pourywam'. Kastiel zaśmiał się pod nosem, ale postanowił, że jednak zrobi mi coś do jedzenia. Zaś Jony zabrał się za sprzątanie. Z zwycięskim uśmiechem udałam się na górę, żeby się przygotować do szkoły.
Ubrana w czarną sukienkę z motywem białych czaszek przewiązaną brązowym paskiem zeszłam na dół, gdzie już uszykowane były trzy talerze z porcjami jajecznicy. Przysiadłam do jednego i zaczęłam w spokoju jeść, a raczej dłubać w nim.
-Brak apetytu? - powiedział brązowooki patrząc na mnie przenikliwie. - Jak byłaś tu ostatnim razem to wydawałoby się, że zjadłabyś wszystko i wszystkich.
-Jonuś robi mi codziennie jajecznice i jeśli jeszcze raz wezmę do ust jajecznice to mówię wam zbełtam się wam na buty. - nadal bawiłam się swoją porcją nie unosząc wzroku na chłopaków.
-Powinnaś być mi wdzięczna, że ci ją chociaż robię. Ty sama nigdy byś jej nie zrobiła.
  Prychnął wyrażając tym swoje niezadowolenie. Wstał z gracją odkładając do zlewu talerz, który od razu umył po sobie.
-Nie gniewaj się na mnie, proszę. Nie bądź takim jak Oni. - moja warga zaczęła lekko drżeć, a w oczach pojawiły się łzy. Jony widząc moją reakcje podbiegł do mnie i przytulił z całej siły, uspokajając mnie lekkim kołysaniem.
-Jest już dobrze. Arluś przecież nie mógłbym się na Ciebie gniewać. Przecież jesteś moją ukochaną siostrzyczką. - jego słowa działy na mnie uspokajająco i zaraz moja panika ucichła. Odsunęłam się od brązowowłosego i uśmiechnęłam się promiennie.
-Dziękuję już mi lepiej.
 Wstałam dość ociężale i chwiejnym krokiem udałam się po torbę. Gdy schodziłam na dół usłyszałam rozmowę.
-Powiesz mi w końcu dlaczego tak zareagowała?- powiedział Kas już lekko zirytowanym głosem.
-Miała ciężką przeszłość. Ja ci o niej nie mogę powiedzieć. Musisz się o to jej zapytać. - odparł zdenerwowany przez chwilę mierzyli się wzorkiem, ale w końcu odpuścili i ich uwaga skupiła się na mnie.
 Uśmiechnęłam się najlepiej jak umiałam, ale na pierwszy rzut oka widać było, że nie przekonał ich mój piękny sztuczny uśmiech. Mierzyli mnie zaniepokojonym wzrokiem przez dłuższą chwilę, która dla mnie trwała wieczność.


***

 Siedziałam właśnie na lekcji, która dłużyła mi się w nieskończoność. Obok mnie jak zwykle siedziała Rozalia, która pochłonięta była sms'owaniem z Leo. Jej chłopak jest starszym bratem Lysandera oraz całkiem dobrym przyjacielem Jonego. Spotkałam go kilka razy i wydaje się być tak samo miły jak jego młodszy brat. Jego styl bardzo pasuje do Rozalii i Lysandera jest taki jakby z innej epoki.
Z moich głębokich rozmyślań wyrwało mnie szturchnięcie w bok. Okazało się, że Rozalia dźgała mnie ołówkiem już dobrą chwilę, ponieważ na jej pięknej twarzy pojawił się grymas zirytowania i złości.
-Dźgam cię już od jakiś 5 minut, a ty normalnie jakbyś z betonu była. - fuknęła białowłosa patrząc na mnie gniewnie.
-Przepraszam. - oparłam się łokciami o ławkę spoglądając na moją przyjaciółkę z ukosa. - Co było tak ważnego, że musiałaś przerwać pisanie z Leo?
-A w łeb chcesz? - oburzyła się Rozalia i skrzyżowała ręce na piersi.
-No dobra już dobra. - odparłam unosząc ręce w uśmiechem na ustach.
-Chciałam ci tylko powiedzieć, że dostałaś kartkę od kogoś. - podała mi idealnie zwiniętą karteczkę, która na wierzchu miała napisane pochyłym pismem moje imię. Rozejarzałam się po klasie, ale nikt nie zwrócił mojej uwagi.
-Wiesz od kogo jest? - spytałam, ale dziewczyna energicznie pokiwała głową na znak, że nie wie.
-Oh, Leoś napisał. - powiedziała entuzjastycznie i powróciła do swojej dawnej czynności. Z zaciekawieniem otworzyłam karteczkę, której zawartość napisana była dość niechlujnym pochyłym pismem.


                       'Musisz mi coś wyjaśnić i nie ma żadnych wymówek. 
                                               Mam kilka pytań.
                      Spotkajmy się jutro o godz 14. Przyjdę po Ciebie.' 


Doskonale wiedziałam od kogo jest ta wiadomość, więc muszę się nastawić psychicznie na naprawdę niezwykłą rozmowę. Westchnęłam i pogrążyłam się w dalszych rozmyślaniach, które miały na celu wymiganie się od tej 'poważnej' rozmowy, która mnie jutro czeka. Po lekcji ruszyłam do domu. Nie chciało mi się siedzieć i 'nie' słuchać nauczycieli. Cały dzień spędziłam w pustym domu, w którym aż przerażające było samo tykanie zegara.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dzisiaj tylko tyle <3 

Wybaczcie, że tak długo nie pisałam. Ale teraz zaczynam z grubej rury :D
P.S. Będzie coraz więcej akcji i wkrótce pojawi się ktoś bardzo niespodziewany! 
Jak myślicie macie już pomysł kto to będzie? 


                               


1 czerwca 2015

Rozdział 11 ♥

 Moje głupie rozmyślania przerwał jednak Armin, który uszczypnął mnie w ramię. Odwróciłam się do chłopaka i posłałam mu lekki uśmiech.

-Cześć Ciamajdo! - krzyknął chłopak na co zgromiłam go wzrokiem.
-To nie moja wina.- zrobiłam naburmuszoną minę udając, że się obraziłam.
-No fakt. - zamyślił się. - Taką  CIAMAJDĄ trzeba się już urodzić.
-Dostałbyś w pysk, ale jesteś za daleko. - odparłam z wielkim bananem na ustach.
-Nie pobijesz mnie moja Arieelkooo. - puścił mi oczko.
-Co ja ci mówiłam na temat zdrabniania mojego imienia, Arminusiu? - przewróciłam oczami.
-Ej! Twoje brzmi lepiej.
-Daj mi pograć! - odparłam kończąc tą głupią pogawędkę i wyciągnęłam rękę w stronę ciemnowłosego.
-Nie. - odparł i przytulił ją mocno, aż jego knykcie zrobiły się białe. Wybuchłam śmiechem, a chłopak zgromił mnie mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
-Armin. - powiedziałam słodkim głosikiem, od którego mogłabym zwymiotować. - Daj mi tą swoją żonę na chwilę. Obiecuję, że nie odbiję ci jej.
-Bardzo śmieszne, Ariel. - odparł.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. - zaśmiałam się znowu, a po chwili usłyszałam śmiech, który po chwili przerodził się w jeden wielki rechot. W drzwiach stał rozbawiony Alex, który trzymał się za brzuch. Zanim podążała Rozalia, która uśmiechała się lekko.
-Zawsze mówiłeś, że się z nią ożenisz. - odparł prawie płacząc niebieskowłosy.
-To kiedy ślub? A może już był? - odparłam próbując stłumić śmiech, ale ciężko mi to wychodziło. Armin zrobił się czerwony i zmieszał się lekko, ale po chwili zaczął się śmiać razem z nami. Uspokoiliśmy się po jakiś 10 minutach, akurat na dzwonek. Wysłałam, więc karteczkę Arminowi.

'Czemu mnie nie zaprosiłeś na ślub? A zawsze marzyłam, żeby być druhną.'

Po chwili kartka z powrotem do mnie wróciła.

'Za wysokie progi dla ciebie. Plebsu na takie ważne uroczystości nie zapraszam. ' 

Prychnęłam i szybko napisałam.

'Ah...No dzięki, że uważasz mnie za PLEBS. A swoją drogą to i tak bym nie przyszła na tą twoją stypę.' 

Znów podałam karteczkę do Rozalii, która podała ją Arminowi. To dziwne, że akurat ona siedzi z czarnowłosym. Nigdy jakoś ze sobą zbytnio nie rozmawiali, a to przeważnie ja, Alexy i Lysander z nią siedzimy. Rozejrzałam się po klasie. Nigdzie nie zauważyłam Kastiela, ani Lysa.
Ciekawe gdzie oni się podziali. Moje rozmyślanie jednak przerwał Kentin waląc mnie w głowę ołówkiem. Zgromiłam go wzrokiem. Podał mi kartkę od Armina.

'Skończ już. Łamiesz moje serce i moje zdolności do robienia 'styp'.'

Nie chciało mi się już odpisywać, więc wrzuciłam karteczkę do plecaka. Wsłuchałam się w śpiew ptaków za oknem, ponieważ nasza lekcja była tak interesująca, że nikt jej nie słuchał. Połowa ludzi grała na telefonach, których nasz nauczyciel nie zauważył. Nie wiem czy on jest ślepy czy jak?

Wróciłam znowu myślami do pewnej czerwonej małpy, która coraz bardziej mnie intryguje. Wszystkich, którzy są w odległości min. 30 metrów mierzy z nienawiścią i chęcią mordu albo przechodzi obojętnie nie zwracając na ludzi, którzy go wołają. Wszyscy nadal mi powtarzają, że jest on arogancki, bezczelny, chamski i wykorzystuje każdą napotkaną laskę. Ale ja nie widzę tego. Odkąd go tylko spotkałam jest cichy, miły i opiekuńczy. No może z tym cichym to przesadziłam. Jedynie dla Amber jest niemiły, ale wcale nie jest mi jej szkoda. Ma franca za swoje durnowate zachowanie. Nie mam bladego pojęcia co chce ode mnie ta blond cizia. Może potajemnie podkochuje się we mnie i chce wzbudzić swoim zachowaniem moją uwagę.
Jezu, o jakich głupich rzeczach ja myślę. Mentalnie strzeliłam sobie facepalma z otwartej ręki. Ja i mój dedukcyjny tok myślenia. Czekaj, czekaj, a jeśli ona jest zakochana w Lysie albo Kastielu. To by wyjaśniało fakt czemu się na mnie uwzięła. Czyli mamy sprawcę tego dlaczego się na mnie uparła. No, ale poważnie dlaczego akurat ja.
Zachichotałam na myśl, że Amber mogła być w moich myślach lesbijką. Ken spojrzał się na mnie jak na wariatkę i znowu pacnął mnie ołówkiem w głowę. Uśmiech nie schodził mu z twarzy.

 -Jak ja cię zaraz pacnę to cię chirurg-ortopeda do trumny nie złoży. - odparłam masując bolące miejsce.
-Znając ciebie to po drodze się wywrócisz. - zaśmiał się.
-Weź już się ogarnij z tym, bo przynudzasz.
-Ale zdajesz sobie sprawę, że wasza sprzeczka jest na gorącej liście ploteczek szkoły.
-Wiem. - spuściłam głowę i zaczęłam skrobać dziurę w ławce. -Ale to nie moja wina, że ona mnie nie cierpi. Ja nic do niej nie mam.
-Wiesz... - zaczął zielonooki. - ...Ona kocha się w Kasie od chyba zerówki. Tak przynajmniej mówił Alexy, który z kolei dowiedział się od naszej największej i najbardziej znanej gaduły w szkole, czyli krótko mówiąc Rozalii.
-Ona przebija czasem Peggy. - zaśmiałam się na myśl o dwóch dziewczynach, które razem przegadały by całe grono pedagogiczne i sprawiły by, że skoczyliby z mostu. Ucieszyłam się też, że zgadłam co do tego, że Amber jest zakochana, bo naprawdę przerażała mnie myśl o lesbijskich sprawach, które mogłaby zrobić.
-Widzę, że panna Ariel już czuje się lepiej?- odparł nauczyciel.
-Tak, panie psorze. - schowałam swoją twarz w kaskadzie włosów.
-Więc czy mogłaby pani oszczędzić mi mojego głosu i nie przerywać lekcji. - powiedział zdenerwowany i powrócił do swojego monologu, gdy skinęłam głową na znak, że już się zamknęłam.
Po ostatniej lekcji, która była niczym monotonna gra w warcaby udałam się do samochodu Jonego. Zadzwoniłam po niego w czasie ostatniej przerwy.
-Cześć Ciamajdo. - wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.
-Przysięgam jeśli jeszcze raz ktoś tak powie... - nie dokończyłam swojego zdania, ponieważ wtrącił się mi w słowo.
-To powiesisz się na spinaczu? - odparł śmiejąc się, a ja wykrzywiłam usta w grymasie zaskoczenia.
-To skoczę z mostu. - odparłam zirytowana.
-Muszę cię zmartwić. W tym oto uroczym miasteczku nie ma mostu. - wyciągnął rękę, by pokazać gestem miasto ciągnące się wokół nas.
-To teraz mnie zdołowałeś?! - wybuchłam niekontrolowanym śmiechem, a wraz ze mną mój kuzyn.
Po jakiś 10 minutach chaotycznego śmiechu, który trwał aż do naszego domu. Wysiadłam z wozu i powędrowałam od razu na kanapę, rozwalając się jak stary menel w śmietniku.
-Ściągnij łaskawie te buty. Zabrudzisz mój perski dywan. - zaśmiał się Jony wchodząc do salonu z siatkami wypełnionymi produktami.
-Skąd dowiedziałeś się o dzisiejszym incydencie? Nie przypominam sobie, żebym ci o nim wspominała.
-Dowiedziałem się od Rozalii. - wzruszył ramionami i udał się do kuchni.
-Szybsza niż internet.- powiedziałam sama do siebie. Później zjadłam przygotowaną kolację przez Jonego i poszłam wziąć długi prysznic przez, który później zostałam zbełtana przez mojego kuzyna. Głupi myślał, że się tam utopiłam. Chciałby, żeby tak było. Po wykłóceniu swoich racji udałam się do łóżka. Odpłynęłam w przeciągu kilku minut. Byłam wyczerpana całym tym dniem.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nie zbełtajcie mnie za moje błędy, bo jestem totalną błędziarą forever! -.- Może teraz lepiej to napisałam? ;) Chyba z moim pisaniem nie jest tak źle co?
Jeśli ktoś byłby chętny na poprawienie moich wypocin byłaby wdzięczna :D 


Uwaga! Ruszyłam dupsko i zaczęłam pisać! :D 
Odwiedzajcie mnie też na wattpadzie <3




19 kwietnia 2015

Rozdział 10 ♥

 Siedziałam właśnie na jednej z nudnych lekcji jakiegoś nauczyciela fizyki, którego nazwiska nawet nie potrafię wymówić. Rozalia, która siedziała ze mną zajęta była pisaniem wiadomości z Leo. Co chwilę uśmiechała się jak głupia do ekranu telefonu.
-Wyglądasz jak niedorozwinięta umysłowo. - powiedziałam po cichu zbliżając się do przyjaciółki.
-Hmmm? - odparła patrząc na mnie zamyślonym spojrzeniem.
-Dziewczynki proszę o ciszę. - odparł fizyk. - No chyba, że chcecie rozwiązać to zadanie.
-Nie proszę pana. - uśmiechnęła się Roz i dodała po cichu. - Dla mnie to i tak czarna magia.
-Jakbyś czytała mi w myślach.
-Zapraszam do tablicy panno Ariel. - dodał lekko wkurzony nauczyciel.
-Powodzenia.- zaśmiała się dziewczyna.
Szłam wolnym krokiem do tablicy nie zwracając uwagi na otoczenie, gdy nagle coś znalazło się przed moimi nogami powodując, że przewróciłam się z wielkim hukiem. Usłyszałam wielki śmiech na sali, a szczególnie śmiech, który zaczynał mi działać na nerwy. Amber specjalnie podłożyła mi torbę wiedząc, że jej nie zauważę.
-Ale z ciebie Ciamajda, Panno Ariel. - wybuchła jeszcze większym śmiechem. - Powinnam raczej cię nazywać panna Przypadek Krytyczny, co nie dziewczęta?
-Spójrz w lustro to zobaczysz ten 'Krytyczny przypadek' o którym mówisz. - dodałam z wściekłością.
-To nie moja wina, że ciągle zdarzają ci się takie wypadki. Po prostu jesteś zbyt ślamazarna. - miałam wielką ochotę go zabić i poćwiartować. Próbowałam wstać, ale moja głowa zaczęła pulsować. Ból był nie do zniesienia. Nagle przed moimi oczyma pojawiły się czerwone włosy Kastiela.
-Nie obrażaj jej! - warknął Kas i podszedł do mnie. - Nic ci nie jest?
-Trochę kręci mi się w głowie. - złapałam się za głowę.
-Amber! Do dyrektorki natychmiast! - wydarł się nauczyciel. Chyba dopiero wybudził się z jakiegoś transu,w który wpadł przed chwilą. Wściekła blondynka wyszła z sali trzaskając drzwiami.
-Kastiel widzę, że przejąłeś się koleżanką więc zabierz ją do pielęgniarki. Panno Ariel może pani wstać?
-Lepiej będzie jeśli ją zaniosę. Nie chce jej ciągnąć aż na drugie piętro. - jak powiedział tak też zrobił.
-Otwórzcie mu drzwi. - rozkazał nauczyciel. Armin wstał z posępną miną i otworzył drzwi bacznie przyglądając się dziewczynie co nie uszło uwadze Kastiela. Szli spokojnym tempem.
-Nienawidzę jej. - odparłam cicho.
-Ona ciebie też.
-Nawet nie wiem o co jej chodzi. Przecież ja jej nic nie zrobiłam.
-Ale kręcisz się wokół mnie a to już wystarczający powód, żeby cię nienawidzić.
-Jeśli właśnie mi tu insynuujesz, że biegam za tobą jak pies za piłką to muszę cię zasmucić, ale ja tego nie robię. - przymrużyłam lekko oczy, bo światło oświetlające korytarz zaczęło mnie razić.
-Ty może tego nie widzisz, ale ona ci cholernie zazdrości. - dodał po chwili ciszy.
-Niby czego?
-Urody, wdzięku, a przede wszystkim tego, że każdy chłopak ślini się na twój widok.
-Nawet ty? - chłopak milczał. Jego włosy kołysały się w rytm jego serca, które gwałtownie przyśpieszyło.
-Jesteśmy na miejscu. - dodał po chwili jakby właśnie spłynęło na niego wybawienie. U pielęgniarki okazało się, że nic mi się nie stało. Nie miałam żadnego wstrząśnienia mózgu, o które Kastiel kłócił się z pielęgniarką co mnie lekko rozbawiło. Miło było widzieć czerwonowłosego, który się o kogoś martwił.
-Mogę już iść? - zapytał już chyba po raz setny, ale moje słowa nic nie znaczyły, ponieważ kłótnia nadal trwała w najlepsze. Postanowiłam, więc zagrać swoją najlepszą z życiowych ról.
-Ał! Moja głowa zaczęła boleć. Ał!!! - powiedziałam lekko przyciszonym głosem i zakryłam się ręką. To wystarczyło by Kas zwrócił na mnie uwagę.
-Widzi pani! Ariel wszystko w porządku? - zapytał podchodząc i delikatnie łapiąc dziewczynę za rękę, która podniosła głowę i uśmiechnęła się.
-To mogę już iść?
-Co to, to nie! Przed chwilą mówiłaś, że cię głowa boli. Może lepiej zawiozę cię do szpitala? - odparł z niepokojem wymalowanym na twarzy.
-Motocyklem? Podziękuję.- prychnęłam. - Kastiel powtórzę to jeszcze raz. NIC MI NIE JEST!!!
-Nie drzyj się. - powiedział lekko zdenerwowanym tonem.
Drzwi lekko się uchyliły by można było zobaczyć białą niczym śnieg czuprynę, która teraz weszła do pokoju ukazując Lysa w całej swojej okazałości.
-Lysander, mój zbawicielu! Ratuj! On chce mnie wywieźć do szpitala jak ja i pani pielęgniarka tłumaczymy mu, że nic mi nie jest?! - powiedziałam załamanym głosem. Lysander spojrzał się na Kastiela, a ten odwrócił wzrok jakby chciał coś ukryć. Ja natomiast nie przejmując się zbytnio chłopakami usiadłam na łóżku. Chciałam wstać, ale lekko zakręciło mi się w głowie. Kastiel szybko złapałam mnie w objęcia. Czułam jego intensywne perfumy i zapach papierosów. Spojrzałam mu w prosto w oczy i zobaczyłam w nich strach, niepokój i czułość. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby on się tak o kogoś bał. Jestem tu dopiero z miesiąc może i więcej, ale nigdy nie widziałam takiego Kasa.
-Ka-as. Mógłbyś mnie puścić nic mi nie jest. - odparłam lekko zmieszana i cała czerwona.
-Mógłbym, ale tego nie zrobię, bo się zaraz przewrócisz.
-Kastielu jej naprawdę nic nie jest. Wszystko sprawdziłam i nic jej nie grozi. - odparła zirytowana pielęgniarka. - Wypuść ją i wracaj na lekcję!
-Naprawdę dobrze się czujesz? - jego oczy były pełne niepokoju.
-Czuję się dobrze.
-Puszczę cię jeśli pozwolisz mi zanieść cię do klasy. - odparł poważnym tonem, a ja zaśmiałam się na jego słowa i zaczerwieniłam się lekko.
-Kas, to będzie głupio wyglądać.
-Nie dbam o to. - powiedział tak jakby to była oczywista rzecz.
Potrząsnęłam głową, a moje czerwone włosy rozsypały się na wszystkie możliwe strony. Kas nie słysząc grama sprzeciwu podniósł mnie niczym porcelanową lalkę. Złapałam się jego szyi, jego oczy były nieobecne jakby zamyślone. I właśnie w tej niekomfortowej sytuacji musiał zadzwonić dzwonek oznajmujący koniec zajęć. Wszyscy, którzy wyszli patrzeli się jak zbuntowany i nikogo nie słuchający Kastiel niesie mnie, czyli nieznośną ślamazarę o imieniu Ariel. Gdy przechodziliśmy obok pokoju gospodarzy drzwi otworzyły się z wielkim impetem ukazując wściekłą Amber, która zapewne kłóciła się z bratem. Gdy zobaczyła jak Kas mnie trzyma i mówi coś do mnie nie wytrzymała i rzuciła się w naszą stronę.
-Ty ździro! Jak śmiesz dotykać mojego chłopaka! - próbowała rzucić się na mnie, ale ktoś okazał się szybszy i powstrzymał Amber od zatopienia we mnie swoich paznokci. Tym kimś był Nat, którego mina wyrażała, że jest wściekły na siostrę.
-Dosyć Amber! Tego już za wiele.- wyprowadził nadal szamoczącą się Amber na dziedziniec.
-Nic ci nie jest? - podbiegła do mnie przestraszona Rozalia.
-Jeśli jeszcze raz ktoś mnie o to zapyta to powieszę się na spinaczu. - powiedziałam lekko podenerwowana.
-Nawet nie próbuj. - zaśmiała się machając palcem.
-Czuję się głupio. Kas mógłbyś mnie już puścić?! - szturchnęłam lekko chłopaka, ale wydał się jakiś nieobecny. - Kas puść mnie, pro-oszę.
Ale chłopak szedł dalej. Postawił mnie dopiero jak byliśmy w pustej sali to znaczy kazał usiąść mi na jednej z ławek. W sali było pusto i cicho, czasem słychać było hałasy dochodzące z korytarza.
-Kas czy ty mnie w ogóle słuchasz?! Kas... - nie dane mi było dokończyć, ponieważ chłopak złączył nasz usta. Na początku całował mnie jak porcelanową laleczkę, jakby bał się, że zaraz mogę się stłuc. Potem jednak gdy odwzajemniłam pocałunek zaczął stawać się coraz bardziej głębszy i najmętniejszy. W tym właśnie momencie zrozumiałam, że chyba właśnie zaczynam coś czuć do niego. Nie wiem dokładnie co, ale to uczucie jest bardzo głębokie. Po chwili jednak oderwał się ode mnie i ruszył niczym grom w stronę wyjścia. Chyba jednak się pomyliłam myśląc, że on się o mnie martwi. Zostałam sama w pustej sali czekając i bijąc się z myślami. Czy ja naprawdę mogłabym się zauroczyć w Kastielu?








26 lutego 2015

Zapraszam na wattpad!

Cześć misiaczki! <3
Nie zapomniałam o was, a rozdział dodam trochę później.
Zapraszam was na wattpad!
http://www.wattpad.com/myworks/30253877-tajemnica <--- To moja książka! ♥
Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania.
Rozdział jest już napisany tylko czeka na małe poprawki.

27 grudnia 2014

Rozdział 9 cz.2 ♥

Przez cały dzień ogarniałam dom, który był gorszy od burdelu. Muszę porozmawiać z Jonym o najęciu jakiejś sprzątaczki czy coś w tym stylu. Dochodziła właśnie 19, o tej godzinie mniej więcej chłopaki powinni wrócić. Czas się przebrać.- pomyślałam w duchu. Wchodząc do mojego już czystego pokoju zastanawiałam się w co się ubrać.
-Muszę się ubrać tak z pazurem.- powiedziałam.- Fajnie zaczynam gadać sama do siebie.
Postawiłam na krótką białą bokserkę, która u dołu była postrzępiona do tego jeansowe spodenki w których było widać połowę tyłka i skórzaną kurtkę, która nada temu kompletu charakteru. Do całego kompletu postanowiłam dodać białe trampki, ponieważ w szpilkach źle się prowadzi. Poszłam do łazienki i przebrałam się w uszykowane ciuchy. Dziś postawiłam na bardzo mocny makijaż zaakcentowany krwistoczerwoną szminką. Pazur jest.- dodałam w myślach.
Nagle usłyszałam charakterystyczny warkot mojego ukochanego samochodu. W mgnieniu oka znalazłam się przed wejściem do garażu, gdzie chłopaki właśnie parkowali swoje bryczki.
-Dziewczyno jeśli to jest twoja bryka to muszę przyznać... masz klasę.- powiedział Kas z miną, którą jeszcze u niego nie widziałam. Moja bryczka jak nazwał ją Kas to nic innego jak (tu wstaw jakąś nazwę bryczki, która ci się marzy, ale wiecie taka sportowa). Jest ona żółto-czarna, a inaczej mówiąc to ma tylko czarne paski, które przechodzą przez cały samochód.
-Jejku! Mój Mich-an!- nie słuchałam dalszych wywodów Kasa, ponieważ zostałam pochłonięta tuleniem mojej bryczki.
-Czy ona nazwała swój samochód?- zapytał się czerwonowłosy.
-Nie pytaj.- widać było lekkie załamanie w głosie Jonego.
-Zatankowałeś?
-Do pełna.
-Jesteś aniołem! To co jedziemy?- spytałam z nadzieją, że nie przyczepią się do mojego stroju.
-Ty nigdzie nie jedziesz, a przynajmniej w tym stroju.- odparł mój kuzynek, któremu zaraz żyłka na czole pęknie ze złości. Natomiast jego towarzysz lekko mówiąc 'wywalił jęzor i zaczął się ślinić'.
-Kastuś zamknij buzię, bo ci muszka wpadnie.- chłopak szybko się otrząsnął i prychnął jakby to miało znaczyć jego pogardę względem tego tekstu.
-Jak nie chcecie ze mną jechać to pojadę sama.
-Ja tam chce.- powiedział Kas, natomiast blondyn miał inne zdanie, ale po długim wpatrywaniu się w moje oczka złagodniał i kiwnął głową.
-Jedziemy jeszcze tylko po moją bryczkę, która znajduję się u Lysa i możemy ruszać.- odparł Kas. Więc wsiadłam do swojego Michaa i ruszyłam za chłopakami, ponieważ nie znałam drogi do domu Lysia.
Dotarliśmy tam w 5 minut. Czerwonowłosy wysiadł z auta i poszedł w stronę domu, który był urządzony w stylu wiktoriańskim. Jak na dom był bardzo wielki i miał mega ogród. Po jakiś 10 minutach Kas wyszedł, ale w towarzystwie kłócącego się z nim Lysa. Chłopak gdy mnie zobaczył zamarł w bezruchu. Odkręciłam szybę i przywitałam się z moim przyjacielem.
-Ja myślałem, że Kastiel sobie ze mnie żartuje, a ty naprawdę jedziesz z nimi się ścigać.- chłopak był naprawdę zdziwiony moim zachowaniem, chyba uważał mnie za grzeczną dziewczynkę.
-No wiesz, czasem lubię się ścigać. To tak dla zabawy.- przybrałam jeden z moich udawanych uśmiechów.
-A czy dla zabawy mógłbym jechać z tobą?- grzecznie się zapytał.
-Oczywiście. A ty też się ścigasz?
-Czasem. Ale i tak jestem w tym cienki.
-Jak chcesz to cię nauczę.
-Byłbym zaszczycony. Ale muszę ci powiedzieć, że twój samochód jest jednym z najbardziej 'wypasionych' jakie kiedykolwiek widziałem.- powiedział Lys, który był samym tym faktem zachwycony.
-To teraz masz okazję przejechać się tym cudeńkiem i dodam ci taki bonus, że z najlepszym kierowcą jakiego widziałeś.- zaśmiałam się.- Nie no żartuję, oczywiście.
Oboje ruszyliśmy za Czerwonym Szatanem tak nazwał swój wóz Kas. Nasz orszak prowadził Jony, który jechał dość wolno. Po jakiś 30 minutach byliśmy na miejscu, a mianowicie na starym opuszczonym lotnisku z mega dużym pasem startowym, czyli idealne miejsce do wyścigów. Wysiadając z auta wszystkie miny były zwrócone na mnie i na moich towarzyszy. Z tłumu rozpoznałam jedną osobę, którą pamiętam jeszcze z moich starych czasów, a inaczej mówiąc był to Mickey, ale woli jak się mówi Miki. Jest on czarnoskórym wysokim chłopakiem o czarnych oczach i bujnych włosach.
-Miki!!!- krzyknęłam, żeby mnie zauważył.
-Sorry maleńka, ale nie poznaję cię.- powiedział.
-Jak to nie poznajesz swojej najlepszej kumpeli, helloł. Mikuuuś.- zaczęłam się śmiać.
-Arliii?! Jejku, ale się z ciebie zrobiła laska. Widać zmieniłaś wygląd.- chłopak przytulił się do mnie.- Moja mistrzyni toru wróciła po latach na stare śmieci.
-Masz do mnie jakąś konkurencję?- Miki odwrócił się i krzyknął do tłumu.
-Ej ludzie, czy jest tu ktoś na tyle odważny by zmierzyć się z najlepiej mi znanym i zresztą znanym 'Mistrzem toru w Santario'?- nikt nie odezwał się, ponieważ każdy znał tą pogłoskę o naprawdę dobrym kierowcy z Santario.
-Ja się zgłaszam!- usłyszałam z tyłu znajomy mi głos.
-Kastiel, czy ty rzucasz mi wyzwanie?
-Tak.- odparł dumnie.
-Czyli uwaga ludziska zaraz odbędzie się wyścig stulecia! Obstawiać można u mnie!- odparł mój czarnoskóry przyjaciel, który podniósł jedną moją rekę i drugą ręką podniósł rękę czerwonowłosego.- Uwaga ten nieszczęśnik zmierzy się z Mistrzem toru!
Kas zmierzył wzrokiem zabójcy Mikiego, który w najlepsze się bawił. Wielu ludzi patrzało się na mnie jak na kosmitkę i słychać było, że w tłumie rozchodziło się jedno pytanie 'Tym mistrzem jest ona?'. Postanowiłam im na to odpowiedzieć.
-Tak jestem dziewczyną, ale to nie znaczy, że jestem gorsza. Skopię tyłek każdemu kto ze mną zadrze!- powiedziałam zadziornie.
-Jeśli jej ktoś nie wierzy to ja mogę poręczyć za to głową!- dodał Miki.- Dobra zero pytań. Wszystko obstawione? To zaczynamy wyścig!!!!
Z Kasem wsiedliśmy do swoich aut i ustawiliśmy się na starcie. Przed naszymi oczami pojawiła się dziewczyna w obcisłej miniówce i wydekoltowanej bluzeczce. Miała blond włosy, które sięgały jej do ramion i duże zielone oczy. W ręku trzymała kraciastą chorągiew.
-Uwaga na mój znak ruszycie 3,2,1...... poszliiiii!- rzuciła komendę do startu.
Nasze maszyny ruszyły oczywiście na początku chciałam sprawdzić wytrzymałość mojego przeciwnika, muszę przyznać ta fura ma kopa. Więc przyśpieszyłam, lecz nadal Kas był  ode mnie o kilka centymetrów dalej. Ale nie na długo.- pomyślałam i nacisnęłam przycisk gazu, dzięki temu objęłam prowadzenie. Lecz niedługo, bo czekoladowooki szybko mnie dogonił dodając nitro. Och, to szuja. Za chwilę będziemy zakręcać, a on objął dobre prowadzenie. Ale nie robiłam sobie nic z tego i delikatnie i z gracją zakręciłam. Kas był już spory kawałek ode mnie.
-Teraz zobaczysz prawdziwą mistrzynię toru.- zaśmiałam się w duchu.
I dałam gaz do dechy. Od Kasa dzieliło mnie kilka centymetrów, więc dodałam nitro i dzięki temu zyskałam bardzo dużą przewagę. Depnęłam jeszcze gaz do samego końca i tak wygrałam cały wyścig. Wysiadając z auta widziałam wielkie zaskoczenie namalowane na twarzy każdego kto patrzył się na nasz wyścig.
-Ariel jesteś po prostu świetna! W tak krótkim czasie rozwalić przeciwnika to jest kosmos!- gratulował mi Miki. Widziałam jeszcze jak czerwonowłosy wychodzi z auta bardzo wściekły.
-Kurwa, jak ja mogłem przegrać. JAK?! I to jeszcze z dziewczyną!- bebłotał bez sensu.
-Ej, kolego! Nie z dziewczyną tylko 'Królową Toru'.- powiedziała dziewczyna stojąca za nim. Była to ta sama, która była przy naszym starcie.
-Uważaj, Lisa jest feministką.- dodał Miki, który przytulił dziewczynę po czym namiętnie ją pocałował.
-Kastiel jeśli chodzi o samochód możesz go zachować. Nie zależy mi na tym. A tak w ogóle to dziękuje, że mnie tu zabrałeś.- podeszłam i pocałowałam rozwścieczonego jeszcze chłopaka w policzek. Czekoladowooki uspokoił się jak na komendę, ale nic nie powiedział. Potem razem z Mikim i jego dziewczyną Lisą porozmawialiśmy trochę. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Jony i Kas oczywiście poszli dalej się ścigać, a my z Lysem miło spędziliśmy czas rozmawiając z moimi fanami. Zaczęłam się prosić Lysa, żeby kiedyś zabrał mnie na ich próbę zespołu, gdy podszedł do nas Miki.
-Ej, gołąbeczki nie przeszkadzam?- zapytał.
-Gołąbeczki?- zaczerwieniłam się.- Ale my nie jesteśmy parą.
-Nie?! A wyglądacie jakbyście byli.- zdziwił się chłopak.- Mam do ciebie jedno pytanko.
-Wal śmiało Mikuś.
-Ostatnio był u mnie Dorian i pytał się, czy nie widział przypadkiem Wiktora. Po jego wypowiedzi wywnioskowałem, że jednak Wiktor wrócił z Australii.
-Czekaj, czekaj to Wiktor był w Australii?- nagle się ożywiłam.
-Kurwa.- przeklął tak jakby sobie przypomniał, że miał mi tego nie mówić.
-Czemu mi tego nie powiedziałeś wcześniej?!- powiedziałam do niego z wyrzutem. Czarnoskóry złapał mnie za ramiona.
-Ariel....Jakbym ci to powiedział to byś go szukała, a on tego by nie chciał.
-Ale czemu to przede mną zataiłeś! Przecież wiesz, że zrobiłabym wszystko, żeby go znaleźć....- wykrzyczałam mu ze łzami w oczach.- ....żeby mi chociaż wytłumaczył dlaczego mnie zostawił.
-Sam nie wiem, czemu to zrobił, ale z tego co wiem to Dorian przyjechał tu z Mirą.
-Co? Czyli, że się z nią nie ożenił?- w moich oczach zabłysły iskierki nadziei.
-Nie rób sobie nadziei Arluś, on już cię i tak pewnie nie kocha.
-Wiem i dlatego mnie to dołuje.- spuściłam głowę i zaczęłam cicho szlochać. Całej tej sytuacji przyglądał się Lys, który bacznie mi się przyglądał. Nagle poczułam silne ramiona, które mocno zacisnęły się na mnie.
Podniosłam głowę i zobaczyłam dwukolorowe oczka Lysa.
-Musi być wyjątkowy, skoro taka wyjątkowa osoba płacze z jego powodu.
-Nie.- otarłam łzy, które spływały mi po policzku.- Nie jest tego wart. Mam już dość rozgrzebywania przeszłości, teraz liczy się tu i teraz.
Nagle do naszego grona dołączył się czerwonowłosy i szarooki, który widząc mnie w takim stanie bardzo się zaniepokoił.
-Co się stało? Czemu płaczesz? Ktoś ci coś zrobił?- dopytywał.
-Wiktor wrócił z Australii podobno przyleciał do Santario, ale to już nie moja sprawa. Ja już o nim zapomniałam.- dodałam z wyakcentowanym ostatnim zdaniem. Chłopak wziął mnie od Lysa i powiedział mi na ucho.
-Proszę zapomnij o nim, widzisz chłopaki się o ciebie martwią, z resztą jest ktoś komu na tobie zależy i powinnaś zapomnieć o przeszłości i otworzyć oczy na tych, którzy cię kochają.
-Masz rację.- powiedziałam cicho.
-Możecie mi wytłumaczyć co tu do cholery chodzi?!- wydarł się zdezorientowany Kas.
-O nic Kas. To stara historia, nie warta jakiejkolwiek uwagi.
-No dobra.- widać było, że chciał dowiedzieć się o co chodzi, ale widząc mój stan ustąpił.
-To jak wasze łupy zdobyliście coś?- powiedziałam uśmiechając się do nich.
-Dzięki sławnym przegraniu z tobą, każdy chciał się ze mną ścigać i zarobiłem kilka tysiaków i jedną nawet dobrą bryczkę. Lys będziesz musiał nią jechać.- dodał ucieszony Kas.
-Nie ma sprawy.
-A ty Jonathanie?
-Ja zarobiłem kilka tysiaczków, noi raz przegrałem.
-Cienias.- dodałam uśmiechając się do niego.
-Wybacz o Wielka Królowo Toru.- wszyscy się zaśmialiśmy. Po krótkiej chwili przyszedł chłopak z prośbą o ściganie się ze mną. Oczywiście zgodziłam się, ale uznałam, że lepiej postawić  kilka tysiaczków niż mój cenny wóź. Chłopak się zgodził. I tak zaczął się wyścig, który oczywiście wygrałam.
Po tym wyścigu jeszcze kilka osób chciało się ścigać, ale mój brat zarządził, że jest już zbyt późno i powinniśmy wracać do domu. Zgodziłam się od razu. Wsiedliśmy do swoich wozów. Lys wziął nowo wygraną bryczkę Kasa. Była ona bardzo ładna. Pasowała idealnie do białowłosego, gdyż była biała z delikatnymi zielonymi dodatkami i posiadała podświetlenie też koloru zielonego.
Ruszyliśmy, oczywiście ścigając się. Dobrze, że mam dobrą pamięci i zapamiętałam drogę powrotną, bo oczywiście prowadziłam i w domu byłam pierwsza. Zaparkowałam samochód w garażu i nie czekając na resztę rzuciłam się na i zasnęłam nawet się nie rozbierając.



-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Proszę to dla was!
Nie będę się rozpisywać, ale bardzo dziękuję wszystkim moim kochanym bloggerką, które czytają te moje bezsensowne opowiadanie. Kocham was dziewczynki! *.*
Oczywiście staram się czytać wasze blogi jak najczęściej i czasem zapominam dodać komentarz, więc jeśli go nie dodałam to sorry. Jestem strasznie roztrzepana -.-'
A w następnym odcinku będzie wielka niespodzianka!
Kto wyzna miłość Ariel? 
Czy to będzie opiekuńczy Lysander, uroczy Armin czy czarujący Kastiel?
To wszystko dowiecie się w następnym rozdziale!
                                   



                 
Macie Kastiela na osłodę dnia <3

26 grudnia 2014

Rozdział 9 cz.1 ♥

Spałam sobie jeszcze smacznie w moim kochanym łóżeczku, gdy usłyszałam otwierające się drzwi. Nie robiłam sobie nic z tego dopóki nie zostałam perfidnie obudzona w bardzo głupi sposób.
-POBUDKA!!!- krzyknął Kastiel i wylał na mnie całe wiadro zimnej wody.
-KAAASTIEL! Oszalałeś, tyyyy.....DEBILKO JEDNA!- wydzierałam się na czerwonowłosego.
-Mówiłem, że jej się to nie spodoba.- odparł spokojnie Jony, ale perfidny uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Za to Kas w najlepsze śmiał się ze mnie.
-Zabije! Poćwiartuje! Uduszę! Kurwa...Przez was wyglądam jak mokra kura.- bąkałam bez sensu.
-Muszę przyznać, że wyglądasz lepiej niż zazwyczaj.- odparł Kas.
-I mówi to osoba, która się we mnie podkochuje.
-Ja?! Hahaha, dobre żarty. To jest chyba na odwrót.- chłopak lekko się speszył.
-Taak, jasne. No, ale chłopaki nie mogliście mnie normalnie obudzić.- próbowałam ogarnąć ten chlew, który tu narobili. Wszystko włączając mnie było mokre.- I dla waszej wiadomości, wy tu sprzątacie.
-Ja nic nie zrobiłem.- wymigał się zręcznie Jon.
-Ej. I tak tego nie posprzątam.- odburknął.
-Nie posprzątasz?- spojrzałam się na Jonego i kiwnęłam porozumiewawczo, że wiem o co chodzi. I szybko uciekliśmy z pokoju zabierając klucz i zamykając Kastiela w środku.
-EJ! Kurwa! To nie jest śmieszne, otwierajcie! Nie zamierzam tego sprzątać!
-Ręczniki masz w łazience! My idziemy na dół jak posprzątasz to krzycz!- powiedziałam przez drzwi i zeszłam na dół z kuzynem. W tle słychać było jeszcze różne wyzwiska kierowane do nas.
-To co śniadanko?- powiedział uśmiechnięty blondyn, widać cała sytuacja bardzo go rozbawiła. Ja kiwnęłam twierdząco głową.
 Zeszliśmy na dół, gdzie rozeszliśmy się w różne strony, czyli ja do salonu. Włączyłam jakiś durny serial i zaczęłam go oglądać. Nagle usłyszałam brzdęk i wielki huk. Ups, chyba ktoś zepsuł mi drzwi od pokoju.
-Kastiel jak rozwaliłeś mi drzwi to pożałujesz tego!- wydarłam się i wróciłam do oglądania serialu. Nagle jednak zauważyłam rozwścieczonego Kasa, który biegnie w moją stronę.
-Ja ci dam!- jedyne słowa. które zdążył wypowiedzieć, ponieważ przerzucił mnie przez plecy i pędem pognał do łazienki.
-AAAAA!!! Ratuuuunku gwałciciel! On chce mnie zgwałcić! Joooony ratuj!- ze mnie aktorki nie będzie, gdyż zamiast grać porwaną dziewczynę to wiłam się ze śmiechu. Natomiast Kas wrzucił mnie do wanny i odkręcił wodę, ale żeby to była ciepła woda. Ale ona była ZIMNA!!!
-KASSS! Błagam będę grzeczna, ale weź......ZIMNOOOO KURWA!- błagałam go.
-No dobra, ale pod jednym warunkiem, albo nawet dwoma.
-Zgadzam się na wszystko.- czerwonowłosy zakręcił kran i rzucił w moją stronę ręcznik.
-Dzięki. Byłam lekko mokra, a teraz jestem mega mokra.- powiedziałam z wyrzutem.
-Nie ma za co, polecam się na przyszłość.- odpowiedział z zadziornym uśmieszkiem.- Moim pierwszym warunkiem będzie, że sama sobie to wszystko u góry posprzątasz.
-A drugi?- zapytałam. Chłopak przybliżył się do mnie na taką odległość, że czułam jego perfumy. Muszę przyznać pachniały pięknie.
-To w swoim czasie.- powiedział swoim uwodzicielskim głosikiem, który zawsze działa na dziewczyny jak afrodyzjak.
-Przykro mi misiaczku, ale na mnie ten twój słodki głosik nie działa.- poklepałam go lekko po policzku.
-Łamiesz mi serce, moja droga.- powiedział teatralnie.- Chodź pomogę ci.
-A co chcesz mnie rozebrać?
-Możliwe, ale wątpię czy coś tam znajdę.- odparł.
-I tak nie pomacasz.- rzuciłam w niego mokrym ręcznikiem.- I nawet nie próbuj!- dodałam.
-No dobrze.
Potem poszłam do mojego mokrego pokoju, który był w opłakanym stanie. Wzięłam z szafy pierwsze lepsze ubrania. Wybór trafił na czarną bokserkę, biały sweterek i jeansy. Bardzo rzadko chodzę w takim zestawieniu, chyba przez przyjaźń z Alexym i Rozą zmieniam się. Zeszłam na dół. Chłopaki już pałaszowali w kuchni, bo było zbyt cicho.
-Nawet mnie nie zaprosiliście do stołu. Co za chamy.
-Przystojne chamy.- powiedział czerwonowłosy z jedzeniem w buzi.
-Nie mówi się z pełną buzią, czy jak to się mówi.
-Nie wymądrzaj się tylko siadaj i jedz.- rzucił od niechcenia Jony.
-Dobrze, panie tato. A tak w ogóle co tutaj robi Kastuś?- wiedziałam, że się wnerwi za to zdrobnienie.
-Kastuś hahahahah. Dobre. Ja razem z 'Kastusiem' jedziemy na małą przejażdżkę.
-Czyli będziecie się ścigać? Trzeba było mówić tak od razu.
- Skąd ona wie? Powiedziałeś? I nie mów na mnie Kastuś.- lekko oburzył się Kas.
-Nie wiedziałam.
-Ty debilu.- klepnął się w czoło Jony.
-Mogę jechać z wami? Proszę! Wiesz, że uwielbiam się ścigać.
-Co ona? Ścigać?- Kas wypluł resztki jedzenia.
-Wiesz nie znasz mojej przeszłości i prędko jej nie poznasz.- nie dokończyłam, bo przerwał mi czarnowłosy.
-Była 'Królową Toru' przynajmniej tak na nią mówili. Na początku nikt nie chciał się ścigać z dziewczyną, więc przebrała się za chłopaka. Po miesiącu wielkich sukcesów i  zarobieniu kilku bryczek wyznała wszystkim swoją tajemnice, czyli, że jest dziewczyną. I tak zostałam mistrzynią toru.- opowiedział w skrócie.
-Prosiłam cię, żebyś nikomu tego nie mówił.- oburzyłam się.
-Nie wierzę jak tego nie sprawdzę.- dodał Kas.
-Dobra. Tylko, że nie mam żadnej bryczki.
-Jak to? Jony mówił, że zarobiłaś kilka.
-Tak, ale z całego mojego majątku została się tylko jedna, ale ona jest w hangarze w Santario.
-Mogę po nią pojechać.- odparł Jon.- To kilka godzin drogi, wyrobię się na 20.
-Dziekuję! Jesteś wspaniały!- przytuliłam kuzyna.- Wiesz dokładnie gdzie to jest, tylko uważaj na nią to jedyne co zostało mi po mojej przeszłości i jedna z cennych pamiątek po sam wiesz kim.
-Pamiętam dlatego ja nią będę jechać, a Kas przejmie moją bryczkę.
-A może ja chciałbym się przejechać tą sławną bryczką 'Królowej Toru'- powiedział nie do końca mi wierząc w moją historyjkę.
-Widzę, że nie wierzysz w moje możliwości.
-Ani trochę nie wierzę w te bujdy, które mi tu zamierzacie wcisnąć.- odparł.
-Zobaczymy.
-Ej dobra! Kas zbieraj się jedziemy do Santario, to niedaleko.- obaj ruszyli się z miejsca i poszli do garażu.- Pa słoneczko, niedługo wrócimy!- krzyknął wychodząc.
-No cześć misiu!
Słyszałam jeszcze tylko pisk opon i chłopaków już nie było. Postanowiłam trochę ogarnąć dom, bo był w opłakanym stanie. Noi co najważniejsze mój mokry pokój. I tak minęło mi trochę czasu.

C.D.N.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taki bardzo beznadziejny, ale jest. Przepraszam, że mnie tak długo nie było, ale miałam dużo spraw na głowie. I dużo zamieszania związanymi z Świętami. 
A właśnie to Życzę Wam Wszystkiego co Najlepsze! <3
Takie spóźnione, ale są <3
Jutro następna część dowiedzie się trochę o życiu Ariel i tajemniczego Wiktora.


Teraz macie Lysia! <3